top of page
  • Facebook

Echa Martwego Świata - Blok C cz IV

Zdjęcie autora: Jarosław DomańskiJarosław Domański

Zaktualizowano: 10 mar

Kiedy Majka prowadziła Pierwszego w stronę kotłowni, czuła, jak w jej myślach mierzy się ze sobą cały wachlarz sprzecznych uczuć w stosunku do jego osoby.

Nie było to niczym zaskakującym. Zniknięcie jej ukochanego było bezpośrednio związane z faktem, że Pierwszy w ogóle istniał. Z drugiej strony, była w tym wszystkim też odrobina ironii: gdyby Grzesiek nie szukał sposobu na rozdzielenie ich ciał, nigdy nie miałaby szansy go poznać…

Z każdym pokonanym razem krokiem, przypominała sobie, jaką antypatię Pierwszy wzbudzał w niej od samego początku ich wspólnej podróży. Potrafił godzinami milczeć, i to w taki sposób, jakby w ogóle nie zwracał uwagi na jej istnienie. Kiedy już postanawiał się odezwać, zwykle ograniczał się do prostych, rzeczowych uwag. Bywał tak uparty, że momentami miała wrażenie, iż rozmawia z jakimś automatem. Rzadko okazywał jakiekolwiek ludzkie emocje, a jeśli już, to najczęściej były to rozdrażnienie albo ponure zniecierpliwienie. Nieraz wyobrażała sobie przez to, że strzela go z pięści w te idiotyczną czarną maskę, którą nosił przez większość czasu, jakby za chwilę miał nastąpić atak gazowy.

A jednak im dłużej z nim przebywała, coraz częściej dostrzegała jego lepszą stronę. Bo mimo wiecznej surowości i tego zrezygnowanego tonu bijącego z każdego wypowiedzianego słowa, Pierwszy nigdy się nie poddawał. Nawet kiedy sprawiał wrażenie człowieka, który nie widział w niczym sensu,to paradoksalnie zawsze wiedział, co trzeba zrobić dalej – jakby ciągle miał gotowy kolejny awaryjny plan.

Teraz dodatkowo w głowie miała jeszcze ich wczorajszą rozmowę – kiedy była pijana i załamana, a on pomógł jej się zebrać do kupy. Pozwolił jej nawet na więcej bliskości, niż zwykle by tolerował, kiedy naprawdę tego potrzebowała.

Nie wiedziała, czy zrobił to z litości, z obowiązku, czy może naprawdę było w nim trochę człowieka. Ale właśnie wtedy przemknęła jej przez głowę myśl, że Pierwszy wcale nie musi być taki zły, jaki się na początku wydawał.

Patrzyła teraz na jego twarz wykrzywioną bólem i czuła, jak jednocześnie chce rzucić nim o ścianę za to, że poniekąd „zabrał” jej Grześka, a także przytulić, bo był jedyną osobą, która rozumiała jej rozpacz po jego stracie. Absurd? Być może, ale ten świat był ich pełen i ciągle tworzył kolejne.

Kiedy z pomocą jednego z nosicieli opału ułożyła Pierwszego na jego starym, wąskim posłaniu, zauważyła, jak bardzo wyczerpany był po tej wędrówce. Jego ciężki oddech i przeszklone oczy zdradzały, ile bólu musiał znieść w trakcie tej podróży z bloku.

Była przez to przekonana, że to co chciał jej powiedzieć,było czymś naprawdę ważnym. Mimo ciekawości, postanowiła jednak, że pozwoli mu najpierw dojść do siebie zanim spyta o co chodzi. Tylko, że sam Pierwszy wcale nie zamierzał czekać.

— Grzesiek dał mi znak… — wypalił nagle, a jego głos, choć zduszony przez ból, brzmiał wyjątkowo pewnie.

Majka słysząc to, poczuła, jak serce podskakuje jej do gardła i nie mogąc powstrzymać emocji, wykrzyknęła:— Boże! Naprawdę?! Rozmawiałeś z nim? Jak on się czuje? Jest szansa, że się zamienicie?

— Nie rozmawialiśmy bezpośrednio… — odpowiedział Pierwszy bardziej przygaszonym tonem, jakby obawiał się właśnie tego, że rozbudzi w niej fałszywą nadzieję. — Dał mi natomiast sporo znaków — ciągnął dalej, poprawiając się ostrożnie na pryczy. — Po tym, jak wczoraj miałaś… ten gorszy moment. Śnił mi się w nocy.

Majka poczuła, jak policzki zaczynają ją piec ze wstydu – najwyraźniej Pierwszy nie zapomniał jej nocnego załamania tak łatwo, jak sugerował rano. Szybko jednak odgoniła krępujące myśli, skupiając się na tym, co mówił dalej.

— Nie byłem pewien, czy to sen, ale w jego trakcie odrósł mi wybity ząb. To nie była moja Pierwotna Wola — sprecyzował, jakby uprzedzając jej pytanie. — To stało się dzięki połączeniu, które zyskaliśmy.

Majka wbiła w niego uważne spojrzenie. Chociaż brzmiało to absurdalnie, mężczyzna musiał wiedzieć o czym mówi.

— Potem, gdy sklep się zapadł — opowiadał dalej. — Zyskałem niespodziewanie dostęp do wspomnień Drugiego, jakby chciał mi nimi coś przekazać — tu zrobił krótką pauzę, zerkając na nią. — Pamiętasz to klikanie, które ciągle słychać w radiu? — spytał.

Majka kiwnęła głową, czując, jak niepokój ściska jej żołądek.

— To kod alarmowy Nowego Dworu… — wyjaśnił cicho Pierwszy. — Myślę, że Grzesiek uważa, że powinniśmy to sprawdzić…

— Okej… — wtrąciła, zauważając, że głos Pierwszego robi się słabszy.— Jesteś w stanie go odszyfrować? Mam ogarnąć nam radio? Czy chcesz chwilę odetchnąć?

— Przynieś radio…— stwierdził Pierwszy po czym przymknął na chwilę oczy, jakby zbierał siły na kontynuowanie rozmowy.

Widząc to, Majka postanowiła działać szybko, zanim mężczyzna odpłynie. Przeszła przez kotłownię i zaczęła grzebać w szafkach dziadka Gruszki. Wiedziała, że staruszek ma tutaj jakieś radio do kontaktu z mieszkańcami bloku. Nie chciał w końcu co chwilę maszerować po mrozie, zwłaszcza wieczorami.

W końcu, między słoikiem wypełnionym setkami nakrętek a drugim upchanym cukrem, zauważyła czarną obudowę. Wyciągnęła ostrożnie radio, zdmuchując cienką warstwę kurzu, i wróciła do Pierwszego.

Przez moment miała wrażenie, że mężczyzna usnął, bo leżał bez ruchu, jednak gdy tylko nad nim stanęła, wziął głęboki oddech i otworzył oczy.

— Uruchom je… — rzucił oszczędnie, jakby mówił ostatkiem sił.

Majka przekręciła włącznik i zaczęła przeskakiwać po kanałach. Z początku trafiła na same szumy, oraz pojedyncze słowa z częstotliwości szabrowników. W końcu jednak znalazła właściwy kanał. Rytmiczne klikanie wypełniło ciszę kotłowni. Pierwszy najpierw zmrużył oczy, a potem gwałtownie je rozszerzył.

— Starcze… nie… staruszku… Staruszku… jeśli… jeśli… stary, jeśli tu trafisz… znajdź… szukaj… szukaj… — zaczął tłumaczyć, wyrzucając z siebie słowa pomiędzy krótkimi przerwami. — Stary, jeśli tu trafisz, szukaj mnie w… w… bloku… szukaj mnie w bloku c… Potem leci od początku to samo… — wyjaśnił, z każdą sylabą słabnąc nieco bardziej.

— Blok C? — spytała Majka, przykładając ucho bliżej głośniczka, jakby chciała coś jeszcze wyłowić z trzasków. — Co to może być? Jakieś oznaczenie? Wydaje mi się, że bloki na osiedlach zamkniętych oznacza się czasem literami, a nie cyframi…— podsunęła, próbując rozgryźć, o co może chodzić.

Pierwszy skinął głową, westchnął i opadł głębiej na poduszce.

— Dobrze… musimy… musisz mi dać kilka dni — wycedził cicho. — Potem to sprawdzimy. Tylko Igor nie może się dowiedzieć, że to złamaliśmy…

Ostatnie słowa wypowiedział z trudem, jakby sam wysiłek związany z mówieniem go wykańczał. Zaraz potem przymknął powieki i zasnął, wyraźnie wyczerpany.

Majka siedziała przy nim jeszcze dłuższą chwilę, wsłuchując się w rytm jego oddechu. Wiedziała, że regeneruje się szybciej niż inni, że ta cała „Pierwotna Wola” go wspomaga, ale nawet ona miała jakieś swoje granice.

Ile mogło potrwać, zanim Pierwszy dojdzie do siebie? Tydzień? Pięć dni? Zbyt długo. O wiele za długo. Po tym, czego się właśnie dowiedziała, nie mogła czekać bezczynnie. Musiała coś zrobić. Cokolwiek!

Postanowiła, że przynajmniej spróbuje się dowiedzieć, gdzie mogło znajdować się miejsce o którym mówił kod w radiu. Oczywiście trzymając się tego o co prosił Pierwszy, nie miała zamiaru nikomu zdradzać co odkryli. Rozpytywanie mieszkańców, nawet bez wdawania się w szczegóły również odpadało.

Majka nigdy nie była w Strykowie, skąd miałaby wiedzieć o istnieniu bloku C? Nie była nawet pewna czy ten budynek, nie miał już jakiejś dziwnej historii w Nowym Świecie. Gdyby ni z tego, ni z owego zaczęła o nim mówić, ludzie mogliby nabrać podejrzeń.

Miała już jednak pewien plan.

Po opuszczeniu kotłowi, udała się do składzika dla szabrowników, który znajdował się na parterze bloku.

Było to miejsce, gdzie teoretycznie każdy miał prawo zajrzeć, jeśli potrzebował ekwipunku na wypad. Nie powinno więc wzbudzić sensacji, że pojawiła się tam nawet gdy jej partner w wypadach, była ranny.

Miejsce przypominało magazyn starego zimowego kurortu, w którym czas zatrzymał się w połowie ewakuacji. W kącie stały sanki transportowe, pod ścianami piętrzyły się stosy grubych kurtek, gogli i zużytych butów, a na hakach wisiały plecaki turystyczne i rakiety śnieżne w różnym stanie. Na niewielkim stoliku, niemal zasypanym kurzem, zgromadzono mapy, atlasy i tym podobne rzeczy, by ułatwić namierzanie sklepów pod śniegiem.

To właśnie one były powodem, dla którego Majka tu zajrzała.

Szybko zebrała wszystkie papiery i zaczęła je przeglądać, wodząc palcem po pożółkłych ze starości kartach. Niestety ledwie odnalazła spis ulic i osiedli, a drzwi składziku rozsunęły się z cichym skrzypnięciem i do środka wszedł Igor.

Do kurwy nędzy… — zaklęła w myślach, zaciskając powieki na ułamek sekundy. — Jebaniec ma na mnie jakiś radar czy co?

W duchu poczuła rosnącą frustrację, ale nie mogła przecież po prostu kazać mu wypierdalać. Oficjalnie czy nie, Igor nadal był przywódcą tego bloku i mógł skutecznie uprzykrzyć im życie, gdyby tylko chciał. Dlatego Majka wzięła głęboki wdech i spróbowała nie zdradzać się z irytacją.

— Hej, co oglądasz? — zagadnął mężczyzna pozornie swobodnym tonem, choć w jego oczach widać było wyraźne zaciekawienie.

Majka uniosła brwi i chrząknęła cicho, wskazując dłonią na rozłożony atlas.

— Sprawdzam, czy w okolicy zostały jeszcze jakieś miejsca do przejrzenia… — rzuciła wymijająco. — Po tym co stało się Czarnemu, muszę czymś zająć głowę.

Igor spojrzał na nią, a na jego twarzy pojawiło się wyraźne niezadowolenie.

— Ty to naprawdę jesteś przekorna… — westchnął z rezygnacją. — Mówiłem ci, że nie chciałbym, żebyś dalej szabrowała, a tu łapię cię na przeglądaniu map i planowaniu wyprawy. Może poczekałabyś chociaż, aż ten twój Pan Maruda wydobrzeje?

Majka zmusiła się do przyjaznego uśmiechu, chociaż w głowie miała wizję, jak rozłupuje mu czaszkę toporem.

— Nie planuję niczego większego — skłamała gładko. — Raczej sprawdzam, czy nie zostało coś do zebrania w bezpiecznej strefie.

— Wątpie… — odparł Igor i wzruszył ramionami.

Jednocześnie wykorzystał moment, by nachylić się nad stołem tak, że musnął jej dłoń swoją. — Nasi „opałowi” kręcą się po okolicach z nudów i zabierają wszystko, co ma jakąkolwiek wartość. Jeśli zostało coś pożytecznego, dawno wylądowało w piwnicy.

Majka zmarszczyła czoło, wbijając wzrok z powrotem w atlas. Przerzuciła kolejną stronę i zesztywniała widząc plan osiedla Juwentus,na którym bloki oznaczano nie numerami, a właśnie literami. To mogło być miejsce, którego szukała.

Wstając zamknęła plan miasta i odeszła od stołu, jakby znudziło ją przeglądanie. Jednocześnie rzuciła kątem oka w stronę dużej mapy przyklejonej do ściany.

TAK! — pomyślała, aż zaciskając pięści z podniecenia.

Do osiedla Juwentus można było się dostać, omijając strefy nawiedzane przez Trzaskaczy. Do takiej podróży nie potrzebowała pomocy Pierwszego.

— Chyba już wiem, gdzie się przespaceruje… — stwierdziła, ledwo powstrzymując się by nie podskoczyć z radości.

— Tak? A gdzie? — spytał Igor, mocno zainteresowany.

— Dookoła kotłowni — zażartowała i przechodząc zgarnęła atlas ze stołu. — Ale żebyś był spokojniejszy, wezmę ze sobą radio — dodała z wymuszonym, bladym uśmiechem.

Igor wyglądał, jakby chciał powiedzieć coś jeszcze żeby ją zatrzymać, ale zamiast tego tylko westchnął z rezygnacją.

Ta chwila ciszy wystarczyła, by Majka wyminęła go i ruszyła do wyjścia, starannie chowając atlas pod ramię.

***

Wbrew pozorom, radość Majki z odnalezienia w atlasie informacji o osiedlu nie trwała zbyt długo. Okazało się bowiem, że samo przygotowanie do wyprawy przysporzy jej więcej problemów, niż się spodziewała. By mieć pewność, że dotrze do celu, musiała zabrać rakiety śnieżne — bez nich przedarcie się przez głębsze zaspy poza okolicami ich bloku, graniczyło z cudem.

Niestety, Igor najwyraźniej faktycznie miał jakiś szósty zmysł albo wiernego donosiciela i skutecznie krzyżował jej plany. Za każdym razem, gdy tylko ponownie zbliżyła się do składziku, pojawiał się nagle przy niej. Oczywiście nie mogła pozwolić sobie, by zobaczył, że zabiera sprzęt, bo to od razu zdradziłoby jej plany dłuższej wyprawy i zmusiło do kolejnych tłumaczeń.

Za pierwszym razem, kiedy przyłapał ją przy drzwiach, udała więc po prostu, że przyszła odwiedzić Oliwię. Spędziła u niej potem ponad godzinę, opowiadając jakieś bzdury i słuchając równie mało istotnych plotek oraz narzekań na głupotę Czarnego, by tylko uwiarygodnić swoje kłamstwo.

Niestety po wyjściu od Oliwii znowu natknęła się na Igora. Ten czatował na klatce schodowej, przez co Majka znów nie mogła zabrać sprzętu. Gdy trzeci raz powtórzyła się ta sama sytuacja i wchodząc do bloku spotkała go już na parterze, w końcu zrezygnowała.

Z wściekłością zdecydowała się wyruszyć do osiedla Juwentus bez rakiet. Zabrała wyłącznie to, co miała na sobie, licząc na odrobinę szczęścia. W końcu nie raz zdarzało jej się radzić sobie z jeszcze uboższym ekwipunkiem. Choć może nie w taką pogodę… Ale kto, jak nie ona, miałby sprostać takiemu wyzwaniu?

Niestety, bardzo szybko okazało się, że zdecydowanie przeceniła swoje możliwości. Bez rakiet śnieżnych podróż okazała się nie tyle trudna, co właściwie niemożliwa. Śnieg sięgający kolan dało się jeszcze pokonać, lecz przy zaspach sięgających pasa, a potem nawet piersi, Majka musiała się poddać.

Zrezygnowana, mokra i zmęczona wróciła do kotłowni, zwłaszcza że i tak zapadał zmrok.

Mimo to nie miała zamiaru odpuszczać.

Po sprawdzeniu, czy z Pierwszym wszystko w porządku ( dziadek Gruszka zaglądał do niego podczas przerw w pracy, więc przynajmniej nim nie musiała się martwić) Majka położyła się spać wyjątkowo wcześnie. Chciała wstać, zanim reszta mieszkańców bloku, a zwłaszcza Igor, zdąży podnieść się z łóżek.

Zgodnie z planem zerwała się więc w środku nocy, wypiła cichaczem kubek zimnej kawy i, gdy tylko zaczęło świtać, wyruszyła do bloku.

Drzwi do klatki nikt oczywiście nie zamykał, bo osada gromadziła jedynych ludzi w całym mieście, a zamek łatwo mógł zamarznąć. Nie wystawiano też strażników, bo w Strykowie nie występowały inne istoty niż Trzaskacze, a te z jakiegoś powodu omijały ich blok.

Dzięki temu Majka bez trudu przemknęła do składziku, zgarnęła najlepsze rakiety i, nim ktokolwiek zdążył zauważyć, wymknęła się na zewnątrz.

Tym razem droga była o wiele łatwiejsza i po niecałej godzinie zobaczyła przed sobą osiedle Juwentus. Składało się ono z kilku bloków otoczonych wysoką siatką, która jednak miejscami była tak zasypana, że ledwie wystawała ponad śnieg.

Z daleka widać już było, że miejsce jest w opłakanym stanie, nawet jak na realia Martwego Świata. Wszystkie okna na osiedlu były powybijane, niektóre balkony wyrwane ze ścian, a w jednym z budynków brakowało dwóch najwyższych kondygnacji — jakby ktoś uderzył w nie gigantycznym młotem.

— Co tu się mogło stać? — przemknęło Majce przez myśl, gdy przechodziła nad zniekształconą barierką, zanurzoną głęboko w śniegu.

Przez kilka minut krążyła wśród zasp na dawno opuszczonym placu zabaw, gdzie z białej zmarzliny wystawały tylko czubki najwyższych karuzel i szczyty zjeżdżalni. Ostatecznie udało jej się wypatrzeć blok C, oznaczony wielką, niebieską literą namalowaną z boku budynku.

Co ciekawe, to właśnie ten blok miał zmiażdżone górne kondygnacje.

Ze względu na wysokość zasp wejście przez drzwi okazało się niemożliwe. Majka z lekkim trudem przecisnęła się więc przez wybite okno, lądując w niewielkim pomieszczeniu, które kiedyś stanowiło część jakiegoś pokoju. Zimno od razu uderzyło ją w twarz — wewnątrz nie było ani odrobinę cieplej niż na zewnątrz.

Po zdjęciu rakiet, zapaliła latarkę i skierowała się ku klatce schodowej, gdzie ujrzała przytłaczający obraz. Blok najpewniej należał kiedyś do podobnej kolonii ocalałych jak ta, w której teraz mieszkała, ale dawno temu przegrał walkę o swoje przetrwanie. Cała górna część była doszczętnie zwęglona; w wielu mieszkaniach zamiast drzwi wisiały we framugach tylko sczerniałe deski, a pion klatki schodowej pokrywała gruba warstwa sadzy. Nietrudno było się domyślić, co zaszło: brak sprawnej instalacji cieplnej zmusił mieszkańców do ogrzewania się ogniem w lokalach, z użyciem prowizorycznych koksowników czy pieców. Katastrofa była więc tylko kwestią czasu.

Idąc niżej, Majka zauważyła, że ogień nie strawił jednak całego budynku. Lokale na parterze ocalały, ale ci, którzy w nich zostali, nie doświadczyli o wiele lepszego losu, niż ludzie, którzy zginęli w trakcie pożaru. Zaglądając przez uchylone drzwi z numerem jeden, dostrzegła gromadę zamarzniętych postaci skupionych w jednym pomieszczeniu. Siedzieli w kręgu wokół niewielkiej, dawno wygasłej kozy, ściśnięci tak mocno, że przypominali wielką skamieniałą rzeźbę.

Zostawiając za sobą ten przygnębiający widok, ruszyła w stronę piwnicy.

Świecąc latarką w dół, zobaczyła kolejne ciała, zatrzymane przy prowizorycznej barykadzie, która zabezpieczała wyrwane drzwi. Ci ludzie na pewno nie umarli od zimna. Najpewniej walczyli o dostanie się do piwnicy, która jak się domyślała, była ostatnim ciepłym miejscem.

Nerwowo mijając zamarznięte zwłoki, Majka weszła do środka. W długim piwnicznym korytarzu zauważyła kolejne trupy, prawdopodobnie tych, którzy bronili się tu najdłużej. Ułożone pod ścianami, sugerowały, że nie zginęli wszyscy naraz, lecz stopniowo umierali z głodu i chłodu.

Przechodząc obok kolejnych komórek służących za masowe groby, dotarła w końcu do jedynych zamkniętych drzwi. Na ich powierzchni widać było ślady kul, a tuż pod nimi leżały ostatnie zwłoki. Wyglądało na to, że ktoś bronił się w środku do samego końca.

Zakładając, że właśnie tu znajdzie potrzebną odpowiedź, z wysiłkiem pchnęła drzwi i wkroczyła do dość obszernej komórki. W jej wnętrzu dostrzegła resztki zapasów: butelki z zamarzniętą wodą, trochę pustych konserw, potłuczone słoiki z ogórkami.

Na podłodze leżało tu tylko jedno ciało — mężczyzny w szarym mundurze z emblematem na ramieniu. Przedstawiał on „Białego Gońca” oraz napis „Korpus Ekspedycyjny Nowy Dwór” .

Równie nietypowe były rzeczy wokół niego: butelka alkoholu, pistolet zaciśnięty w dłoni, którym odebrał sobie życie oraz plecak z wystającą sporą anteną. Największą uwagę przyciągał jednak notatnik, który martwy mężczyzna mocno tulił do piersi, jakby chciał, by odnaleziono go w pierwszej kolejności. Zabezpieczył go zresztą przed zniszczeniem jak tylko mógł, zamykając w strunowej torbie, a dodatkowo wrzucając kilka spożywczych pochłaniaczy wilgoci. Bez wątpienia zależało mu na tym, by przetrwał on jak najdłużej.

Majka z trudem wydobyła notatnik ze skostniałych rąk trupa, ale nie zaryzykowała otwierania go w tych warunkach.

Muszę go trochę rozgrzać… To może… Nie to musi, być coś ważnego! — pomyślała, nie wiadomo czemu czując jakąś nadzieję.

***

Po powrocie do kotłowni Majka po raz kolejny nie miała szczęścia. Przed blokiem natknęła się na Igora, który niemal od razu zarzucił ją pytaniami o to, gdzie była i co właściwie robiła. Zgodnie z wcześniejszą wymówką powiedziała mu, że „jak wspominała” poszła przeszukać kilka sąsiednich budynków, lecz niczego wartościowego nie znalazła.

Igor, wyraźnie niezadowolony, nie poprzestał jednak na spytkach. Przez kilka kolejnych minut zarzucał Majkę propozycjami spędzenia razem czasu, poczynając od pozornie niewinnego „Może napijemy się kawy? Powinnaś się teraz trochę rozgrzać…”, aż po bardziej natarczywe: „Musimy omówić, co będziesz robić, póki Czarny nie wydobrzeje”, wygłaszane tonem sugerującym, że to nie prośba, lecz polecenie.

Gdy wreszcie udało jej się spławić natarczywego mężczyznę, ruszyła z powrotem do kotłowni.

Czemu po prostu nie wróciłam okrężną drogą…— pomyślała, zirytowana faktem ile czasu zmarnowała z notatnikiem w plecaku, zamiast wygrzewającym się w cieple.

Będą już u siebie dyskretnie, wyjęła go z torby i położyła przy piecu, licząc, że kiedy kartki odmarzną, uda się otworzyć go później bez problemu. Zanim jednak zdążyła choćby znudzić się czekaniem na to, do kotłowni zajrzała Oliwia, by sprawdzić, jak czuje się Pierwszy.

Chwilę później, korzystając z jej obecności, z kurtuazyjną wizytą wpadł również Igor. Na szczęście, kiedy tylko Majka obudziła swojego kompana, ten swoim „uroczym” charakterem szybko sprawił, że oboje intruzi uznali za stosowne natychmiast się wycofać.

Wydawało się, że to koniec kłopotów i wreszcie będzie mogła zająć się dziennikiem. Niestety, niedługo później do kotłowni wrócił dziadek Gruszka. Tym samym notatnik pozostawał nietknięty, wciąż grzejąc się przy piecu, a Majka mogła tylko z ukrytym zniecierpliwieniem zerkać w jego stronę.

Niestety, dziadek opuścił blok kotłownie dopiero przed wieczorem. Majka, korzystając wreszcie z tego, że została sama (Pierwszy przez większość czasu spał, odurzony środkami przeciwbólowymi), w końcu otworzyła notatnik.

Jego strony nieco się pofalowały, ale mimo to zachował się zaskakująco dobrze, biorąc pod uwagę warunki, w jakich przetrwał. Był niemal w całości zapisany drobnym, lecz starannym pismem, a już pierwsza strona sprawiła, że Majce zadrżało serce.

Staruszku,

jeśli znalazłeś ten dziennik, to wpakowałeś się w niezłe gówno. Nie będę ci ściemniał – jeśli nie ruszysz głową, skończysz jak ja. Ale spokojnie, nie jestem skurwielem, nie zostawię cię bez pomocy. Podpowiem ci, jak wydostać się z tego piekła, z którego ja już nie mam szans się wyrwać.

Nie wiem, kim jesteś. Może się znamy, może służyliśmy razem, a może po prostu jesteś jednym z tych, którzy mieli dość siedzenia w bazie. Może Nowy Dwór wciąż stoi, może już dawno diabli go wzięli – nie mam jak tego sprawdzić. Dla mnie to już nieistotne.

Ale jeśli istnieje i dotrzesz do naszych, mam do ciebie sprawę. Zanieś mój nieśmiertelnik do kantyny. Nie do kwatermistrza, nie do dowództwa – do kantyny. Tam, gdzie chłopaki piją i przeklinają nasz parszywy los. Niech któryś z nich weźmie go do ręki, niech rzuci na bar i powie: "Pamiętacie go? Ten skurwiel naprawdę dawał tu radę".

I jeszcze jedno – jeśli dotrzesz na górę, zamelduj, że ten cały Stryków to zjebane miejsce. Niech przynajmniej wiedzą, gdzie moja krew wsiąkła w ziemię.

A teraz słuchaj uważnie. Masz przewagę, której ja już nie mam – świeży start.

Majka przymknęła na chwilę dziennik. Czyli istniał sposób! Mogli się stąd wydostać! Przytuliła okładkę jakby dziennik był jej ukochanym, a potem przeleciała stronami na koniec i po chwili zmarszczyła czołu, czytając kolejne słowa.

O ty skurwielu!

To ja ci chcę uratować skórę, a ty co robisz? Przeskakujesz na koniec, olewasz wszystko, co tu napisałem, i myślisz, że tak łatwo się z tego wywiniesz? Nie ma takiej opcji!

Nie będę ci niczego podawał w skrócie na tacy. Chcesz wyjść stąd w jednym kawałku? To mnie KURWA wysłuchaj.

A jeśli jednak nie przeskoczyłeś wszystkiego i czytasz to dopiero po przebrnięciu przez całość… to jesteś wspaniały. I kocham cię, bracie. Może nigdy się nie poznaliśmy, może piliśmy razem w kantynie, może staliśmy ramię w ramię na przysiędze. Nieważne. Jeśli doszedłeś aż tutaj, to znaczy, że szanujesz człowieka, który już nie ma szans, ale mimo to chce, żebyś ty je miał.

Sława bracie!

Majka pokręciła głową i wróciła prawie do początku. Była zbyt niecierpliwa by czytać całość, więc postanowiła, że będzie skakała po tekście, zaczynając od drugiej strony.

Nie ukrywam, że trochę złamałem procedurę. Te sukinsyny z korpusu badawczego dobrze płacą, jeśli zrobisz za nich robotę i wstępne rozeznanie, więc zamiast spadać od razu, postanowiłem trochę powęszyć. Z czasu nas przecież nikt nie rozlicza. Czaisz? Z czasu nie rozlicza! Jebana dylatacja… Nie no, na pewno czaisz.

Potem był jeszcze długi tekst o tym, co autor dziennika sądził o kilku naukowcach i ich teoriach, ale ominęła go przechodząc do momentu, gdy zaczął opisywać Stryków.

Poczekałem, aż walnie kolejny reset świata, schowałem sprzęt na cmentarzu i udałem nowoprzybyłego. Powitanie miałem… cóż, intensywne. Dosłownie się o mnie pobili. Na śmierć. Kilku padło po obu stronach, ale zwycięzcy zgarnęli mnie i jeszcze pięciu innych prawdziwych nowoprzybyłych. Tu ludzie naprawdę wypadają hurtem.

Potem zrobiło się gorąco. Stryków to nie było jakiś zwykły pierdolnik, co go oglądamy zazwyczaj. To było miasto, które rozpadało się na kawałki od środka. Wewnętrzne wojny, jedna za drugą.

Najpierw mnie wypytywali oczywiście– skąd jestem, z którego blokowiska, komu kibicowałem przed końcem świata. Serio. Jakby to jeszcze miało znaczenie. No pojebani. Ale wykręciłem się, że jak walnęło, byłem tu tylko przejazdem. Oficjalnie zostałem mieszkańcem Bloku C. Nie miałem wyboru.

Dziewczyna pokręciła głową, przeskakując dalej.

Wtedy grup było tu chyba z piętnaście. Każda miała swoją paranoję, swoje zasady, swoje cholerne wojenki. A ja musiałem się w tym odnaleźć. Wiesz, gdzie widziałem równie rozjebaną społeczność? W Warszawie. I to mówi wiele.

— Facet chyba naprawdę lubił pisać…— westchnęła, widząc ile tekstu jeszcze ją czeka i przerzuciła kilka stron.

Powracający-ponownie? Ta, byli tu problemem, ale nie największym. Większe zagrożenie stanowili ludzie.

Domyśliła się, że mężczyzna pisał tu o potworach, ale nie to ją interesowało, więc znowu przekręciła stronę.

Wiesz, że my, przewodnicy, jesteśmy zajebiści? Pewnie, że wiesz. No to wiesz też, dlaczego tu przetrwałem.

Czytając to Majka, aż wzniosła oczy do góry — Pisarz i egocentryk…— pomyślała, przeskakując w końcu do fragmentu, który wydał jej się początkiem czegoś istotnego.

Zebrałem, ile się dało. Raport dla korpusu badawczego gotowy – i to taki, że wart co najmniej dacze przy kantynie, z pełnym zapasem bimbru i żarcia premium. No, ale wtedy próbuję wyjść… i chuj.

Nie wiem, czy też próbowałeś, ale się nie da. Ciągle idziesz w miejscu. Idziesz, idziesz, a droga się nie kończy. Pytam ludzi, bo przecież wcześniej normalnie wychodzili. Nikt nie wie, co się dzieje. A potem… Następnego dnia spadł śnieg. I już kurwa wiedziałem.

Ktoś osiągnął status "Pogodotwórcy".

                                                                            Majka poczuła jak skóra jej cierpnie, ale nie mogła się już oderwać i czytała dalej.

I wszystko nagle stało się jasne. Skurwiel zamknął nas w tym mieście. A potem zaczęło się piekło.

Mrozy – po czterdzieści stopni w nocy. Ludzie umierali tabunami. Nie nadążali chować trupów, a ci, którzy jeszcze żyli, bali się spać, żeby nie obudzić się w zamarzniętym ciele. Grupy się rozpadały. Blok C też zaczął obrywać, ale miałem trochę doświadczenia, trochę wiedzy, trochę sprytu. Podpowiedziałem „rządzącym” tu i tam, jak przetrwać. Trzymaliśmy się. Nie na długo.

Bo Pogodotwórca się rozkręcał.

Najpierw hutnicy. Rozpierdolił ich jedną burzą! KURWA W ZIMIE! Potem padł blok przy Marywilskiej. Tam przyszli Powracający– gość potrafił ich kontrolować. Wszystko szlag trafił. Robiło się nas coraz mniej.

Majka przebiegła wzrokiem kawałek tekstu, gdzie opisany był upadek innych grup, aż trafiła na kolejny fragment, od którego zadrżało jej serce.

Patrzyłem na to i miałem tylko jedno pytanie: gdzie ten skurwiel siedzi?

Może był u nas? Może jadł z nami, może spał obok, może się śmiał, może grał w karty, może sam marzł w tym jebanym zimnie? Wiem, że jak chcą, to potrafią się dobrze maskować.

I tak, na koniec zostały tylko dwa bloki.

Nasz – C.

I ten przy Rejmonta.

Domyślasz się już, gdzie siedział Pogodotwórca?

Majce, aż zadrżała ręka, gdy czytała dalej.

No przecież, że kurwa nie u nas. Na dach spadła nam chmura. Nie mgła, nie śnieg. Zamrożona jebana chmura. Całe to gówno pękło, osunęło się na budynek jak głaz i… cudem to wytrzymaliśmy. Tyle że od wstrząsów kozy się poprzewracały, wybuchł pożar.

Blok był zniszczony, ale trochę nas ocalało.

Wiedziałem, że nie mamy szans. Znaczy… oni nie mieli. Ja jeszcze mogłem spróbować. Zebrałem małą grupę, tych, co mieli coś w głowach. Powiedziałem: idziemy na Rejmonta, jesteśmy ostatnimi ocalałymi, może okażą trochę litości.

No i chuja okazali.

Nie chcieli nikogo z Bloku C. Zabijaliście naszych braci, nasze dzieci… No nie ukrywam, starcia tu były brutalne. Blok C mnie naznaczył. Stałem się „znany”. Zbyt skuteczny, zbyt rozpoznawalny, zbyt cholernie dobry w tym, co robiłem jako ich żołdak. Perfekcjonizm mnie zgubił.

Dla mnie już nie ma szans.

Więc zagrałem w otwarte karty. Wróciłem na cmentarz, wziąłem swój sprzęt, poderżnąłem gardła tym, którzy rządzili u nas, zgarnąłem popleczników. Przejęliśmy piwnicę i zapasy. Przynajmniej jest cieplej.

A teraz siedzę tu i piszę. Nie dla siebie. Dla ciebie.

Jak uciec:

Masz coś, czego ja już nie mam. Czystą kartę.

Idź na Rejmonta. Nie bój się. Nowych zawsze przyjmowali, a ty potrzebujesz tylko jednego – czasu. Znajdź Pogodotwórcę.

Tu ci nie podpowiem. Nie wiem. Nie udało mi się ustalić. Ale jeśli mam zgadywać – nie siedzi na uboczu. Może to ich lider? Może jego zastępca? Ktoś ważny?

Nie bój się.

Każdy Pogodotwórca ma jedną, tę samą słabość: jest tak naprawdę człowiekiem.

Zaskocz go. Pchnij nożem w plecy. Żadna boska moc mu nie pomoże, kiedy krew zacznie się wylewać.

Gdy zdechnie, wszystko wróci do normy. Jeden gość z Korpusu Badawczego – piłem z nim kiedyś, zanim go wzieli do grupy Chabrów – mówił, że Pogodotwórcy muszą ciągle podtrzymywać swoją mocą skrajne zmiany w mieście. Jeśli przestają… wszystko się normalizuje po resecie. Czyli kopuła zniknie. Będziesz mógł wyjść.

To chyba wszystko.

Dzięki, bracie, że to przeczytałeś.

Trzymam za ciebie kciuki po śmierci i przed śmiercią, kiedy biorę ostatni łyk tej podłej gorzały, która została.

Z fartem.

I naszczaj mu na martwy łeb za to, co mi zrobił.

Majka skończyła czytać z wciąż przyspieszonym oddechem. Wiedziała już wszystko, czego potrzebowała — odpowiedź leżała przed nią, podana niemal na tacy. Pozostawało jednak pytanie, co powinna zrobić dalej. Odruchowo zerknęła na Pierwszego, który pogrążony był w niespokojnym śnie.

Na pewno nie chciałby on, żeby próbowała czegoś na własną rękę. Już jednak zrobiła ogromny krok, w stronę wyrwania ich z tego przeklętego miasta. Fakt, że w końcu mogła zrobić coś sama, napędził ją i podbudował w taki sposób, jakiego od dawna nie czuła i jakiego od dawna potrzebowała.

Wstając po kawę pomyślała, że mogłaby chociaż spróbować rozszyfrować, kto był Pogodotwórcą. Oczywiście mieszkała w bloku za krótko by poznać dobrze wszystkich mieszkańców. Tak naprawdę poza Oliwą, do której zaglądała regularnie, bliżej poznała się tylko z żoną Wojtka oraz oczywiście (niestety) z Igorem.

Co ciekawe, lider bloku był właściwie jej pierwszym typem. Gdy stawiała czajnik na ogniu, w jej głowie wciąż rozbrzmiewało zdanie: „Na pewno nie siedzi na uboczu”. Im dłużej się nad tym zastanawiała, tym bardziej utwierdzała się w przekonaniu, iż przemawia za tym więcej argumentów niż tylko fakt, że Igor był tutaj przywódcą.

Oliwia wielokrotnie wspominała, że przed awansem, mężczyzna często wyciągał blok z krytycznej sytuacji. Zawsze wracał z szabru z wypełnionym plecakiem, podczas gdy inni często przynosili tylko zamrożone resztki. Zresztą to nie były jedyne przypadki jego niesamowitego szczęścia. Opowiadała też, że kiedy wspominane w dzienniku wojny między tutejszymi frakcjami trwały w najlepsze, Igor, jako jedyny potrafił wychodzić bez szwanku z najcięższych starć. To nie był zresztą koniec dziwnych przypadków z nim związanych. Często, gdy przewodził wyprawą odwetowym, okazywało się, że przeciwnicy ich bloku oberwali od błędów i Niewykształconych tak bardzo, że właściwie pokonanie ich było formalnością. To wszystko idealnie się spinało.

Do tego jakby wcześniejszych przykładów było mało, mężczyzna sprawiał wrażenie, że zawsze wie więcej, niż powinien. Choćby wtedy, gdy od razu przewidział, że Pierwszy nie przybył do Strykowa samotnie. No i ten jego „radar” — który tak irytował Majkę. Jakby zawsze wiedział, kiedy jest ona w pobliżu.

Jego ogólny sposób bycia, też nie był niczym normalnym. Mężczyzna ciągle zachowywał się tak, jakby nic mu nie zagrażało i z góry panował nad każdą sytuacją.

Nim woda w czajniku zdążyła się dobrze zagotować, Majka miała już gotową konkluzję: to Igor musiał być Pogodotwórcą.

Siadając przy stole z kawą, zastanawiała się teraz czy naprawdę powinna czekać z kolejnym ruchem, aż Pierwszy wydobrzeje? W jego obecnym stanie był właściwie bezbronny. Gdyby Igor spróbował się go pozbyć (a przecież wiedziała już z dziennika, że to on kontroluje Niewykształconych), tym razem jej towarzysz mógłby już tego nie przeżyć i zabrać ze sobą Grześka.

Czy jednak Igor zaryzykowałby coś takiego w pobliżu bloku? Pewnie nie. Najwidoczniej bawiła go rola przywódcy i można było przypuszczać, że byli tu ludzie, których nie chciał stracić w przypadkowej walce. Pierwszy w obecnym stanie, na pewno nie dołączył by do obrony…

Tylko, że kotłownia leżała na uboczu. Dość daleko od bloku, by nocnego ataku na nią mogli nie zauważyć mieszkańcy.

Majka poczuła narastający niepokój. Spojrzała na toporek leżący obok jej plecaka. Mogłaby przecież zrobić to sama…

Przewodnik z Nowego Dworu pisał, że Pogodotwórcę wystarczyło zaskoczyć. Nic więcej. Mogłaby wyciągnąć Igora gdzieś daleko od bloku. Wykorzystać to, że ciągle próbował w stosunku do niej dziwnych podchodów. To nie byłoby trudne…Tylko jedno, szybkie uderzenie.

Zacisnęła palce na uchu szklanki, czując podniecenie tym pomysłem.

Nie… — pomyślała nagle, potrząsając głową.

Tak bardzo chciała wierzyć, że to będzie proste. Ale co, jeśli przewodnik się mylił? Pisał to wszystko w desperacji? Może to były tylko jego przypuszczenia, a nie fakt? Jeśli zaatakowałaby Igora i przegrała… to byłby koniec. Jej, Grześka, Pierwszego…

Ścisnęło ją w żołądku. Musiała porozmawiać z Pierwszym. Natychmiast.

Zostawiając niedopitą kawę, ostrożnie podeszła do jego posłania.

— Pierwszy… — szepnęła, potrząsając go delikatnie za ramię.

Mężczyzna drgnął, zmarszczył brwi i nagle otworzył oczy. Były inne niż wcześniej – ostre, bystre, jakby już nie było w nich zmęczenia, które widziała rano.

— Co… co się dzieje? — wymamrotał, przecierając twarz dłonią.

Majka pochyliła się niżej, czując dziwne wahanie. Jakby gdzieś w środku wstydziła się tego co zrobiła.

— Pewnie ci się to nie spodoba… — zaczęła cicho.

Pierwszy zmrużył oczy, a jego wyraz twarzy stwardniał.

— Nie posłuchałaś mnie i poszłaś do bloku C. — przerwał jej tonem bardziej zmęczonym niż zdziwionym.

Majka uniosła brwi i spytała:— To było aż tak oczywiste?

Pierwszy westchnął tylko ciężko.

— Niestety tak… — mruknął, a w jego głosie zabrzmiała nuta ironii. — Ale jak miałem cię powstrzymać w tym stanie?

Majka uśmiechnęła się lekko. Tak, to było do przewidzenia. Na szczęście Pierwszy nie wyglądał na złego. Bardziej… jak zawsze zrezygnowanego.

— Udało ci się coś znaleźć? — zapytał w końcu, siadając powoli i przecierając oczy.

— Tak… — przytaknęła gorączkowo, a jej głos lekko zadrżał. — Znalazłam dziennik. Przewodnik z Nowego Dworu pisał, że w mieście jest Pogodotwórca. I to on uniemożliwia nam wyjście.

Majka wzięła głębszy oddech i zdradziła swojego przypuszczenia:— Myślę, że to Igor…

W tym momencie twarz Pierwszego momentalnie pobladła.

— Nie! — przerwał jej nagle, niemal szorstko. — To na pewno nie on!

Majka cofnęła się lekko, zaskoczona jego reakcją.

— Mówię ci, że to Igor. Daj mi chwilę, to…

— To nie on! Jestem tego pewien! — powtórzył Pierwszy, a jego spojrzenie… Nie widziała w nim zwykłej rezygnacji czy złości. To było czyste przerażenie.

— Pierwszy… co ci jest? — spytała ostrożnie, bo nigdy wcześniej nie miała okazji, zobaczyć go w takim stanie.

Mężczyzna otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale wtedy drzwi do kotłowni skrzypnęły.

W progu nagle stanął dziadek Gruszka, z głośnym sapnięciem otrzepując śnieg z ciężkich, starych butów. Przez krótką chwilę wpatrywał się w Majkę i Pierwszego bez słowa, a jego spojrzenie wydawało się wyjątkowo podejrzliwe. Dopiero po chwili dał kilka kroków naprzód, zamykając za sobą drzwi ze skrzypnięciem i mrużąc oczy w nieprzyjemnym półmroku.

— Pogodotwórcy, jak ich nazwałaś, mogą swobodnie przemieszczać się poza ciałem — odezwał się cicho, niemal syczącym głosem, jakby obawiał się, że ktoś niepożądany może go usłyszeć.

Majka poczuła, jak zimny dreszcz wędruje wzdłuż jej pleców, a serce zaczyna bić mocniej.

Skąd on w ogóle, wie o czym rozmawialiśmy? I czy on właśnie powiedział, że Igor potrafi…— pomyślała nerwowo, ale nie odważyła się tego dokończyć.

Tymczasem staruszek spokojnie podszedł do pieca, jakby nic wielkiego się nie stało. Z charakterystyczną dla siebie rutyną chwycił czajnik i nalał do niego wody, stawiając go potem na rozgrzanej metalowej płycie.

— Od kiedy tu jesteście, korzystał z tego co potrafi wielokrotnie — ciągnął dalej, jakby mówił o pogodzie, wsypując jednocześnie do swojego kubka kilka zgniłozielonych, zasuszonych liści. — Zaglądał tu bez ciała, żeby sprawdzać, czy aby nie spiskujecie. Ale nie martwcie się... teraz jest u siebie i w sobie, że tak powiem.

Majka zacisnęła pięści tak mocno, że aż poczuła ból w palcach. Cała jej sylwetka zesztywniała, a na czole wystąpiły kropelki zimnego potu. Miała wrażenie, jakby stała naga w samym środku zamieci śnieżnej.

— Skąd… skąd to wiesz? — wydusiła w końcu, choć jej głos zabrzmiał o wiele mniej pewnie, niż zamierzała. Odchrząknęła więc, próbując odzyskać choć trochę stanowczości. — I w ogóle, jakim cudem TY nas słyszałeś? — dodała, mrużąc oczy i przyglądając się staruszkowi z nieukrywaną podejrzliwością.

Gruszka uśmiechnął się, odsłaniając swoją protezę, i westchnął z udawaną melancholią.

— A powiedz mi, pszczółko, czym taki stary grzyb bez rodziny ma żyć w tym świecie? — zapytał retorycznie, podpierając się pod boki i przechylając lekko głowę. — Podsłuchiwanie to właściwie moje jedyne hobby. Mało ze sobą rozmawiacie we dwoje, więc jak już usłyszę wasze szepty, to dla mnie taki arkusik w klaserze. Gotów byłem nawet przerwać pilną pracę, by dowiedzieć się o czym rozmawiacie…— odparł z bezwzględną szczerością.

Majka poczuła, jak z nerwów dostaje mdłości. Nie wiedziała w ogóle jak się teraz zachować.Spojrzała niepewnie na Pierwszego, szukając jakiejkolwiek wskazówki, ale jej kompan nie wyglądał na szczególnie przejętego. Opierał się spokojnie na poduszkach, z półprzymkniętymi powiekami, jakby informacje przekazywane przez dziadka były dla niego jedynie potwierdzeniem wcześniejszych podejrzeń.

— Czemu nie powiedziałeś nam o Igorze? — spytał w końcu Pierwszy, leniwie poprawiając swój koc.

Staruszek westchnął ciężko, podrapał się po nosie, a potem utkwił spojrzenie gdzieś w kącie pomieszczenia, jakby nie był pewien, czy powinien zdradzać swoje motywy.

— Nie wiedziałem, że taka wiedza wam do czegoś potrzebne, aparacie — stwierdził łagodnie, niemal przepraszającym tonem. — A to wiedza, która przynosi same kłopoty — dodał z grozą. — Ostatni człowiek, który odkrył prawdę o naszym przywódcy, nie pożył zbyt długo…

Pierwszy skinął powoli głową, a jego mina zdradzała, że sam zaczął łączyć pewne fakty.

— Więc to dlatego tu mieszkasz? — rzucił. — Nie chodziło o to, że lubisz mieć sprzęt na oku. Po prostu bałeś się, że przypadkiem się przed nim zdradzisz?

Gruszka wzruszył ramionami, a na jego twarzy pojawił się wyraz spokojnej rezygnacji. Prawie zaczął przypominać Pierwszego.

— Aparacie, w moim wieku człowiek mało czego się naprawdę boi… — odparł spokojnie. — Ale Igor to zły człowiek. Bawi się mieszkańcami bloku jak ogromnym domkiem dla lalek. Nie chciałem na to patrzeć, a że taki stary pierd jak ja go mało interesuje… cóż, zostawił mnie tu w spokoju.

Majka przełknęła ciężko ślinę, starając się opanować nerwowe drżenie rąk. Cała ta sytuacja zaczynała ją przerastać. Nie tak dawno nie mieli bladego pojęcia, na czym stoją, a teraz jedna tajemnica odsłaniała się za drugą w takim tempie, że naprawdę nie wiedziała co robić. Nie miała jednak zamiaru, znowu zostać biernym słuchaczem.

— Dobrze, jak rozumiem, nie przepadasz za Igorem — stwierdziła, łącząc w całość to co usłyszała. — Więc możemy chyba liczyć na to, że nas nie wydasz? — założyła ostrożnie. — Ale mam jeszcze jedno pytanie. Skąd w ogóle wiedziałeś, że Igor jest Pogodotwórcą?

Niespodziewanie zamiast dziadka Gruszki odezwał się Pierwszy, wzdychając ciężko, jakby niechętnie ujawniał kolejny sekret.

— Dziadek Gruszka ma otwartą Pierwotną Wolę…

— A TY SKĄD TO WIESZ?! — zawołała Majka, kompletnie zbita z tropu, z trudem panując nad podnoszącym się gniewem.

Pierwszy wykrzywił się, widząc jej piorunujące spojrzenie.

— Wieczór bimbru nie tylko dla ciebie był okazją do zwierzeń — powiedział spokojnie.

Majka zacisnęła pięści, powstrzymując impuls, by mu przywalić.

— I nie przyszło ci do głowy, żeby mi o tym powiedzieć? — spytała z furią w głosie.

— Uznałem, że to są rzeczy, o których ludzie powinni mówić sami — odparł jej kompan z wyraźnym spokojem. — Poza tym sądzę, że właśnie nadszedł moment, kiedy wszyscy zaczynamy odsłaniać karty. Mylę się, panie Gruszka? Mam nadzieję, że nie uraziłem, zdradzając to teraz.

Dziadek uśmiechnął się szeroko, zalał sobie herbatę i pokręcił powoli głową.

— Nie aparacie, nawet odrobinę — odparł, dmuchając potem w kubek.

Majka potrzebowała chwili, żeby to wszystko przetrawić. Kiedy połączyła w końcu poszczególne fakty, spojrzała na Pierwszego z narastającą irytacją:

— Dobra, pan Gruszka wiedział o Igorze, bo ma Pierwotną Wolę. Ale przecież ty też ją masz! — warknęła. — O nim również wiedziałeś i nic mi nie powiedziałeś? Przecież wystarczyłoby szepnąć słowo, kiedy widzieliśmy, że jest w swoim ciele!

Pierwszy podniósł na nią wzrok, wyraźnie zaskoczony.

— Nie wiedziałem… — przyznał w końcu z wyczuwalnym zrezygnowaniem. — Moja Pierwotna Wola jest bardzo niestabilna. Tak naprawdę od momentu spotkania z Trzaskaczem, tuż po przybyciu, ponownie „odpaliła się” dopiero podczas walki przy sklepie. Za daleko, by wyczuć Igora, zwłaszcza jeśli akurat nie korzystał z żadnego błędu — dodał, przecierając nerwowo kark, jakby sam potrzebował chwili, żeby pogodzić się z tym.

Dziadek Gruszka, widząc najwidoczniej, że dyskusja odbiegła od głównego tematu, postanowił sprowadzić ją na właściwy tor.

— Czasu nie mamy już wiele, więc nie marnujmy go na niepotrzebne waśnie — poradził ze spokojem. — Pozostaje nam ustalić pewne kwestie, bo jeśli chcecie ukatrupić Igora, macie moje pełne poparcie i ograniczoną pomoc… Ale pod pewnymi warunkami — podkreślił, wznosząc swój długi palec. — Nikomu z bloku nie może się nic stać, co za tym idzie Igor musi zginąć poza nim. Ludzie nie zdają sobie sprawy, jaką dwulicową szują jest naprawdę. Uznaliby was za wrogów.

— To oczywiste — odparł Pierwszy, a w jego głosie Majka usłyszała wyraźną stanowczość.

Oczywiście, sama też uważała, że większość mieszkańców bloku nie zasłużyła na zły los, więc skinęła głową, na znak, że się z tym zgadza.

Dziadek Gruszka wyglądał na wyraźnie zadowolonego ich postawą, ale nagle spoważniał spoglądając prosto na Majkę.

— Pamiętajcie, żeby nigdy, nawet przypadkiem, nie rozmawiać ze sobą o tym, co zamierzacie. Przykro mi to mówić pszczółko…— zwrócił się do niej bezpośredni, po raz kolejny nawiązując przy okazji, do pewnej postaci ze starej dobranocki — … ale gdy Igor jest poza sobą, przez większość czasu trzyma się ciebie, jak rzep psiego ogona…

Dziewczyna poczuła, jak po plecach przechodzi jej kolejna fala gęsiej skórki. — Przez większość czasu? Ale kiedy dokładnie? Gdy rozmawiałam z Pierwszym? Czy gdy…

W tym momencie myśli zaczęły gnać jej przez głowę jak oszalałe. Przypomniała sobie, ile razy biorąc prysznic w domu Oliwi, miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Czasem, gdy się przebierała w kotłowni, miała wrażenie, że coś delikatnie muska jej ciało. Aż poczuła mdłości i niemal odruchowo zapragnęła zedrzeć z siebie skórę.

Tymczasem Dziadek, najwyraźniej nieświadomy jej stanu, ciągnął dalej.

— Na pewno musicie jeszcze omówić wiele rzeczy, dlatego dam wam znać, gdy Igor będzie czymś zajęty. Tylko wtedy będziecie mogli ułożyć sobie jakiś plan. W pozostałych sytuacjach traktujcie się tak, jakby on zawsze stał obok was.

Zerknął następnie na stolik, gdzie leżał dziennik, który Majka przyniosła ze swojej wyprawy, i uniósł go w górę, by przyjrzeć mu się uważniej.

— Co się tyczy tego… — urwał. — Nie wiem, czy Igor potrafi zapoznawać się z jego treścią bez ciała, ale jest piekielnie ciekawski i jeśli będzie miał możliwość spróbuje. Schowam go na wszelki wypadek w nieużywanym piecu.

Po tych słowach staruszek skubnął się za brodę, jakby chciał w myślach jeszcze raz wszystko sobie poukładać.

— Tymczasem i tak musicie czekać, aż ten aparat… — tu wskazał na Pierwszego — …dojdzie do siebie. Nie działajcie pochopnie! Igor raczej nie zaryzykuje by uderzyć na was tutaj… Wszystkich swoich wrogów, eliminował zawsze pozorując wypadek przy zbieraniu zapasów. Stare lisy nie zmieniają przyzwyczajeń.

Kończąc rozmowę, dziadek udał się do sąsiedniego pomieszczenia by schować dziennik. Zostawiając Majkę z potężnym mętlikiem w głowie i jeszcze większymi wątpliwościami.

***

Oczekiwanie, aż Pierwszy całkowicie odzyska siły, okazało się dla Majki prawdziwym psychicznym koszmarem. Każdy kolejny dzień przypominał niekończący się, paranoiczny spektakl, w którym zachowanie nawet odrobiny prywatności wydawało się niemożliwe. Myśl, że Igor mógł swobodnie krążyć wokół niej, obserwując każdy jej krok, była niemal nie do zniesienia. Za każdym razem, gdy nie widziała go na własne oczy, mimowolnie zaczynała podejrzewać, że stoi gdzieś obok.

Kiedy się przebierała, instynktownie odwracała się piersiami do ściany, a podczas mycia ciągle czuła, że lada chwila ujrzy jego złośliwe spojrzenie w odbiciu lustra.

Myśl, że Igor mógłby być obecny nawet w jej najbardziej intymnych momentach, sprawiało, że płonęła od wstydu i obrzydzenia. Kilka razy złapała się na tym, że odruchowo chciała sięgnąć po nóż, jakby mogła przegonić nim niematerialną obecność mężczyzny.

Ciągłe napięcie, potrzeba pilnowania każdego słowa i gestu, stała się dla niej potwornie męcząca. Czuła się jak więzień we własnym ciele. Z przerażeniem uświadamiała sobie, że wolałaby otwartą konfrontację nawet z Pogodotwórcą,niż tę wyniszczającą niepewność.

Na szczęście, już po pięciu dniach Pierwszy wreszcie odzyskał siły, co Majka przyjęła z ogromną ulgą. W ten czy inny sposób jej koszmar zbliżał się wreszcie do końca. Oczywiście, nie mogli jeszcze swobodnie porozmawiać ani nic ustalić, dopóki Igor nie zajął się w bloku czymś tak angażującym, by dać im chociaż dziesięć minut spokoju.

Z niecierpliwością czekali więc na znak od dziadka Gruszki, który zjawił się u nich dopiero przed południem.

— Będziemy dziś omawiać stan instalacji elektrycznej. Muszę wyjaśnić, jakich części potrzebuję do dalszych napraw — zaczął niby od niechcenia, dając im jednak do zrozumienia, że wreszcie będą mogli coś ustalić. — Chcą też wstawić do piwnic kilka pralek, które dodatkowo obciążą sieć, bo póki co wszyscy piorą w wannach. Odbędzie się parę głosowań, w których wezmą udział mieszkańcy. Myślę, że macie co najmniej pół godziny bez mojego gderania…— podsumował, wyraźnie podkreślając ramy czasowe.

Majka i Pierwszy czekali więc cierpliwie do wieczora, aż dziadek wyjdzie na zebranie. Dla pewności odczekali jeszcze kilka minut, w razie gdyby Igor się spóźnił, po czym zaczęli w pośpiechu omawiać sprawy. Niestety, to, co Majka usłyszała na początku, niemal ją zmroziło.

— Nie mogę wiedzieć, kiedy to się stanie… — powiedział Pierwszy z grobową miną.

Nim zdążyła na niego nawrzeszczeć, że chyba dostał udaru, wyjaśnił jednak powód, który w jej opinii grzebał większość możliwych scenariuszy.

— Moja Pierwotna Wola to instynkt przetrwania albo paniczny lęk przed śmiercią. Nie ma chyba bardziej niebezpiecznej rzeczy niż Pogodotwórca. Jeśli będę wiedział, że mam go zaatakować danego dnia, od samego rana będę promieniował Wolą. Igor to wyczuje i raczej domyśli się, dlaczego wyciągnęłaś go z bloku…

— Czyli co? Mam wszystko zrobić sama? —wtrąciła Majka z niedowierzaniem, czując, jak napięcie niemal rozsadza ją od środka.

Właściwie wyszło na to, że nie musiała w ogóle wtajemniczać Pierwszego w swoje plany. Gdy tylko skończyła czytać dziennik, mogła przecież zaprosić Igora na nocny spacer i – mówiąc wprost – pierdolnąć go toporem w plecy.

— Żeby to wszystko było takie proste... — westchnął Pierwszy, jakby przeczuwał o czym teraz pomyślała. — Pogodotwórcy są tak potężni, że ich jaźń nie umiera od razu wraz ze zniszczeniem ciała. Nawet gdy organizm przestanie funkcjonować, przez kilka, może kilkanaście sekund wciąż mają dostęp do prawie boskiej mocy. Co zostanie mu w momencie śmierci jak nie zemsta? Gdybyś go zabiła, najpewniej w rewanżu by cię zdeatomizował…

Majka uniosła brwi tak wysoko, że niemal zabolało ją czoło.

— Aha… no to cudownie. Czy jest w ogóle jakiś scenariusz, w którym nie kończę martwa?

Pierwszy odetchnął ciężko, wyraźnie niezadowolony z planu, który po chwili przedstawił.

— Mam pewną koncepcję, ale nie będzie łatwo — zaczął ostrożnie. — Wybranego dnia, nie uprzedzając mnie oczywiście wcześniej, wyciągniesz Igora z bloku. Na spacer, albo pokazać coś „ciekawego”, może nawet skłamiesz, że jednak cię do siebie przekonał. Cokolwiek wymyślisz, byleście odeszli jak najdalej od ludzi.

Myśl o tym, że miałaby zaprosić Igora na jakby randkę, aż wstrząsnęła Majką. Po tym co ostatnio przechodziła, całej jej ciało protestowało na samą myśl. Żołądek skręcał się w trąbkę, serce po prostu zamarło, a skronie ścisnął ból ze stresu. Wiedziała jednak, że będzie musiała to zrobić. Igor prawie nigdy nie opuszczał okolic bloku, a na pewno nie robił tego sam. Jeśli nie chcieli walczyć dodatkowo z innymi mieszkańcami, musieli go od nich odciągnąć.

Zaciskając usta, Majka skinęła sztywno głową, dając Pierwszemu znak, że „akceptuje” to co ją czeka.

Ten spoglądając na nią z takim współczuciem, jakby rozumiał co przeżywa, tłumaczył dalej wyraźnie przybity.

— Wcześniej oczywiście uprzedzisz o tym dziadka Gruszkę. On przekaże mi informację, gdy już będziecie daleko. Tutaj jednak zaczynają się schody.

— Więc to wciąż nie była ta najgorsza część? — parsknęła z ironią Majka, czując, jak jej żołądek nie jest już w stanie zacisnąć się w gęstszy supeł.

Pierwszy skrzywił się nieznacznie, jakby sam nie był przekonany do tego, co chce powiedzieć.

— Nie potrafię się teleportować… — przyznał, rozkładając ręce. — Zanim zdążę dotrzeć na miejsce, musisz zająć Igora na tyle, by nie wyczuł mojej Woli.

Majkę, aż ukuło w boku z niepokoju.

— Możesz to bardziej rozwinąć? — zapytała chłodnym głosem.

Pierwszy przestąpił z nogi na nogę, szukając odpowiednich słów.

— Dopóki Igor tkwi w ciele, jego moce są ograniczone i podlegają prawidłom Pierwotnej Woli. Niestety, nie wiemy, co dokładnie go pobudza. Mam tylko wrażenie, że jest nieco… skrzywiony, więc może to być coś nieoczywistego. Musisz sprawić, żeby… żeby było mu przy tobie…miło.

Majka przełknęła ślinę.

— Miło…? — powtórzyła czując, że zbiera jej się na mdłości.

Pierwszy westchnął, wbijając wzrok w podłogę.

— Wiem, że to brzmi obrzydliwie, ale to najbardziej neutralna rzecz, jaka przychodzi mi do głowy — powiedział z wyraźną zgryzotą w głosie. — Trudno mi wyobrazić sobie, żeby jakikolwiek człowiek pobudzał Wolę przez przyjemność związaną z towarzystwem dziewczyny, która mu się podoba…

Majka zacisnęła powieki i wypuściła powietrze przez zamknięte usta. Potem ponownie sztywno skinęła głową:— Zrobię, co będę mogła… Nie jestem histeryczką, ale chcę, żebyś wiedział…

— Wiem… — przerwał jej Pierwszy. — I naprawdę chciałbym, żeby ktokolwiek inny mógł zrobić to za ciebie. Sam chciałbym zrobić to za ciebie…

— Trafiło nam się, jak to mówią, szczęście w nieszczęściu — mruknęła Majka, siląc się na żart, by choć trochę rozładować duszną atmosferę. — Igor raczej nie gustuje w facetach. A nawet gdyby, to taka słaba trójka na spacer by go nie wyciągła…

Pierwszy nie zareagował śmiechem, ale pokręcił głową i burknął:

— Teraz zabrzmiałaś zupełnie jak Drugi… — Ucichł na moment, po czym dodał: — Bogowie, jak on mnie drażnił takimi głupimi tekstami. Ale skoro uwiodła cię taka „mocarna” dwójka, to widocznie ci pasowały.

Majka aż rozdziawiła usta. Pierwszy właśnie zażartował! Co prawda w tonie jakby przemawiał na stypie, ale mimo to — żart to żart. O Boże, jak ona potrzebowała teraz czegoś takiego.

— Mój Grzesiu to jest mocna siódemeczka, trzywoże… — zaperzyła się, udając oburzenie.

— Trzy… co? — powtórzył kompletnie zaskoczony Pierwszy.

— Trzywoże. Worek pod oczami, worek pod oczami i pusty worek z jajami… — wyjaśniła Majka i wybuchnęła głośnym śmiechem.

Pierwszy zesztywniał, a z jego twarzy odpłynęły resztki koloru. Uchylał usta, jakby chciał coś powiedzieć, przypominając teraz starą rybę, ale na moment odebrało mu mowę.

— Ja… ja… gdybym nie wiedział, że to niemożliwe, powiedziałbym, że Drugi poderwał własną siostrę bliźniaczkę — wykrztusił w końcu, patrząc na Majkę z niedowierzaniem. — Wy jesteście dokładnie na tym samym poziomie deprawacji…

Majka już otwierała usta, by mu odpowiedzieć, jednak Pierwszy uniósł rękę i wszedł jej w słowo:

— To maksimum, ile jestem w stanie psychicznie wytrzymać!

***

Chwila rozluźnienia w trakcie planowania tego koszmarnego planu była Majce potrzebna jak tlen. Czarny humor przez lata pozwalał jej zachować resztki zdrowia psychicznego, mimo potworności, które musiała robić na Zamku, by przetrwać. Pewnie dlatego nigdy nie umiała zrezygnować z przyjaźni Łukiego, mimo że miała świadomość, iż zawsze będzie chciał od niej czegoś więcej.

Często wracała wspomnieniami do jego niewybrednych tekstów i zabawnych sytuacji, jakie razem przeżyli. Na przykład wtedy, kiedy podeszła do niego od tyłu, chcąc się przywitać, a on był tak pochłonięty rozmową z Karoliną, że w końcu fuknęła zirytowana:

— No podasz mi w końcu rękę?

A on, jakby nigdy nic, odparł przy wszystkich:— Z zupy?

Mina Karoliny, fakt, że wokół kręcili się inni (nieświadomi) mieszkańcy oraz cała irracjonalność tej sceny — zwłaszcza biorąc pod uwagę, iż w owej „zupie” pływała na pewno czyjaś kończyna — sprawiły, że Majka dosłownie tarzała się wtedy ze śmiechu przez kilka dobrych minut.

Takie drobne absurdy pomagały jej przetrwać. W obliczu beznadziejnej sytuacji zawsze wolała się wyśmiewać, niż załamywać. To był też jeden z powodów, dla których tak bardzo kochała Grześka — on do niczego nie podchodził poważnie. Z kolei Pierwszy bywał w takich momentach prawdziwym wampirem energetycznym, ciągle śmiertelnie spięty… aż do dziś.

— Trzywór… — prychnęła pod nosem, nakrywając się kocem, by stłumić kolejną falę śmiechu.

Pierwszy westchnął ciężko, słysząc jej nagły wybuch, ale nie skomentował go ani słowem.

Majka zaś wymusiła na sobie szybki powrót do rzeczywistości, ponieważ zdawała sobie sprawę, że musi jeszcze podjąć kluczową decyzję: kiedy zrealizuje ich plan. Czekanie doprowadzało ją do szału. Miała dość chodzenia do toalety czy rozbierania się z przeświadczeniem, że Igor może być tuż obok, niewidzialny, łakomie chłonący każdy szczegół jej ciała.

Jutro — pomyślała stanowczo. — Pierwszy na pewno nie będzie się spodziewał, że zrobię to tak szybko. Uzna, że powinnam najpierw wszystko przemyśleć i przygotować. To będzie idealny dzień…

Z taką myślą spróbowała ułożyć się do snu. Niestety, nerwy zaczynały ją zjadać od środka. Wciąż pamiętała czasy w Czersku i to, jak niebezpieczni potrafili być ludzie z otwartą Pierwotną Wolą (którą wtedy nazywała po prostu „mocami”). Igor, będąc Pogodotwórcą, musiał przewyższać umiejętności każdego, kogo do tej pory widziała.

— Co, do diabła, on potrafi? — zastanawiała się z niepokojem. — I jakie szanse będzie miał Pierwszy w bezpośredniej walce?

Miała wątpliwości, czy rzeczywiście powinna trzymać się ustalonego planu. Może mogła zrobić coś więcej, niż tylko służyć za przynętę?Może jednak powinna spróbować zaskoczyć Igora sama?

Z tym mętlikiem w głowie nakryła się szczelniej kocem i zacisnęła powieki.

Finalnie nie udało jej się przespać zbyt długo, ale kiedy w końcu wstała, miała już gotową modyfikację planu. Według pierwotnej wersji, gdy Pierwszy się pojawi, Majka powinna zacząć się wycofywać, podczas gdy on będzie prowokował Igora. Pamiętała, że nie mógł go zaatakować od razu z powodu swojej „głupiej Woli” czy czegoś w tym rodzaju.

Ale to ja zaatakuje pierwsza — pomyślała, czując, że serce zaczyna jej walić jak młot.

Miała zamiar zabrać pistolet Grześka i zaskoczyć Igora niespodziewanym strzałem w plecy. Pierwszy miał ponoć jakiś plan, by go później powstrzymać, gdy ten będzie utrzymywał się jeszcze w świecie…

Cokolwiek by się nie wydarzyło, wszystko i tak zapowiadało się diabelnie ryzykownie.

Kiedy rano Pierwszy poszedł „na stronę”, Majka przetrzepała jego rzeczy i pożyczyła sobie pistolet.

Sama zebrała się potem by trochę ogarnąć wygląd. Wiedziała, że Igorowi i tak się podoba, ale żeby skuteczniej wywabić go z bloku, nie mogła wyglądać jak w gorsze dni. Udała się więc do Oliwii, żeby umyć włosy, twarz, a nawet pożyczyła bez pytania jej tusz do rzęs, licząc na to, że niewielka zmiana może pomóc w odegraniu przekonującej roli.

Oczywiście musiała też powiadomić o wszystkim dziadka Gruszkę.

Upewniwszy się, że Igor wciąż kręci się po korytarzu w swoim ciele, wyskoczyła szybko na zewnątrz, szturchnęła staruszka łokciem i szepnęła:— Dzisiaj.

— Wedle twojej woli, pszczółko… — odparł dziadek, po czym zajął się odśnieżaniem przy wejściu, by móc mieć wszystko na oku.

Majka wróciła w tym czasie do bloku i wspięła się po schodach na piętro, próbując uspokoić oddech. Czuła się jak skazaniec idący właśnie na własną egzekucję. Serce łomotało jej tak mocno, że miała wrażenie, jakby zaraz miało wyskoczyć z piersi. Każdy kolejny krok zdawał się cięższy, każda chwila, która przybliżała ją do Igora, stawała się coraz bardziej obrzydliwa.

Stanąwszy w końcu przed jego drzwiami, wzięła głęboki wdech, zaciskając pięści.

Uśmiechaj się, kretynko. Nie zepsuj tego — pomyślała nerwowo, próbując wyciszyć się na tyle, by nie zdradzić się z nerwami.

Wzięła jeszcze jeden głęboki oddech, po czym energicznie zapukała.

Drzwi otworzyły się prawie od razu, jakby Igor tylko na nią czekał. Gdy zobaczył ją w progu, na jego twarzy momentalnie pojawił się szeroki, zadowolony uśmiech.

— Majka? — spytał, z udawanym zaskoczeniem. — Stało się coś?

Dziewczyna zmusiła się do uśmiechu, który w jej własnym odczuciu był tak fałszywy, że aż bolały ją od niego policzki.

— Nie… nic takiego. Po prostu pomyślałam, że trochę przesadziłam ostatnio z tą swoją nerwowością… Czarny o mało co nie został zabity, a ty tak nagle próbowałeś się do mnie zbliżyć, że trochę się pogubiłam — rzuciła możliwie swobodnie, lekko wzruszając ramionami. — Chciałam ci to wynagrodzić. Może przejdziesz się ze mną na mały spacer po okolicy? Naprawdę mam już dość siedzenia ciągle w kotłowni albo w bloku.

Na twarzy Igora najpierw pojawiło się niedowierzanie, potem błysk prawdziwej radości. Majka aż zacisnęła pięści, tłumiąc chęć natychmiastowej ucieczki.

— Jasne! JASNE! — zawołał Igor, choć podejrzliwość na chwilę przemknęła przez jego twarz. — Chcesz, żebym zabrał coś ze sobą?

— Nie trzeba… — zapewniła, nie pozwalając, by jej głos zadrżał. — Po prostu trochę się przejdziemy, pogadamy. Dla odmiany sami…

Te słowa najwyraźniej wyjątkowo trafiły Igorowi do gustu, bo na jego twarzy pojawił się jeszcze szerszy uśmiech. Szybko ubrał kurtkę, a gdy wychodzili z bloku, szedł bardzo blisko niej, jakby chciał całemu światu pokazać, że Majka należy właśnie do niego. Poczuła się wtedy jeszcze gorzej, choć nie wierzyła, że to możliwe.

— Dobrze wyglądasz — rzucił nagle Igor, gdy wyszli już na zewnątrz i ruszyli zaśnieżoną ulicą.

Majka poczuła mdłości, ale zmusiła się do kokieteryjnego uśmiechu.

— Spróbowałbyś powiedzieć inaczej… — rzuciła, starając się zażartować i nieco zbyt mocno zdzieliła go pięścią w ramię.

Mimo to, Igor spojrzał na nią z zadowoleniem, które sprawiło, że cała skóra zaczęła ją swędzieć. Gdyby tylko wiedział, co naprawdę o nim myśli…

— Jesteś niesamowita, Majka… — rzucił w jej stronę, bezpośrednim komplementem. — Mówiłem ci to wielokrotnie… Szkoda, że nie mogliśmy wcześniej spędzić trochę czasu razem, by się lepiej poznać.

— Bo czasami jestem głupia — zaśmiała się sztucznie, odruchowo dotykając jego ramienia. — Chociaż tak naprawdę to po prostu, wybrałeś zły moment i sposób. Ja wiem, że wydaje się twarda, ale dalej jestem tylko dziewczyną. Jak chcesz mnie zaciekawić, to zaczynasz powoli, a nie rzucasz we mnie cegłą.

Igor aż się zatrzymał, odwracając twarz w jej stronę. W jego oczach pojawiło się coś, czego wolałaby nigdy nie widzieć. Gdy chwycił ją niespodziewanie za dłoń, poczuła, jak całe ciało sztywnieje jej ze strachu i obrzydzenia. Ledwie powstrzymała się przed natychmiastowym wyrwaniem ręki. Zamiast tego po prostu spojrzała mu głęboko w oczy i uśmiechnęła się, czując, jak jej własna mimika powoli staje się obca.

— Wiesz, Majka… Gdybyś wiedziała, jak długo czekałem na ten moment… — powiedział cicho, przesuwając dłonią po jej ramieniu.

Dziewczyna czuła, że zaraz nie wytrzyma i zwymiotuje mu prosto pod nogi.

— Chodźmy dalej… Chciałam jeszcze z tobą porozmawiać…— powiedziała lekko, próbując brzmieć przy tym uwodzicielsko, choć czuła, że lada moment jej nerwy mogą całkiem puścić.

Igor skinął głową i ruszył dalej, z twarzą promieniejącą jak u zakochanego nastolatka. Majka trzymała się blisko niego, prowadząc go coraz dalej od bloku, w stronę opustoszałego, pokrytego śniegiem parkingu, gdzie nie było już szansy na spotkanie przypadkowych świadków.

Nagle, gdy dotarli już niemal na środek pustego placu, zauważyła w oddali znajomą sylwetkę.

Pierwszy szedł szybko w ich stronę, malując się niczym czarna kropka na tle białego puchu. Majka odetchnęła głęboko. Serce znów przyspieszyło jej do granic możliwości, bo wiedziała, że za kilka sekund wszystko się zacznie.

— Pan Maruda? — spytał Igor, mrużąc podejrzliwie oczy. — A co on tu, do cholery, robi?

Jego głos, jeszcze przed chwilą rozluźniony, zabrzmiał nagle ostro.

Majka momentalnie cofnęła się o krok, próbując niezauważalnie wyciągnąć pistolet z kurtki. Dłoń jednak tak mocno jej drżała, że zamek natychmiast zaczepił się o wnętrze kieszeni. Dziewczyna szarpnęła nerwowo, próbując wyswobodzić pistolet, ale to wystarczyło, by Igor kątem oka dostrzegł jej ruch.

— Co ty robisz?! — spytał, obracając się.

Majka, wyszarpała w końcu pistolet, ale było o wiele za późno. Mimo to z desperacji nacisnęła spust.

Rozległ się huk.

Niestety zamiast zobaczyć upadającego Igora, poczuła jedynie bolesne wibracje broni. Pistolet drżał coraz mocniej, jakby ktoś z całych sił próbował wyrwać jej go z rąk. Zacisnęła palce na rękojeści, ale po sekundzie ból stał się tak intensywny, że nie mogła już dłużej utrzymać broni. Upuściła ją z krzykiem na śnieg, patrząc z przerażeniem, jak zatrzymany w locie pocisk, wisi wirując w powietrzu,tam gdzie przed chwilą była lufa.

Igor spoglądał teraz na nią z bezgraniczną nienawiścią. Na ustach pojawił mu się szyderczy, niemal obłąkany uśmiech.

— Ty mała suko… Naprawdę myślałaś, że to ci się uda?! — syknął przez zaciśnięte zęby, a potem gwałtownie wyciągnął rękę w jej stronę.

Majka poczuła, że jej nogi stają się nagle jak z waty. Świat zdawał się zwalniać. Podniosła pięści gotowa się bronić, ale czy miała jakąś szansę?

W tym samym momencie, tuż obok ucha dziewczyny ze świstem przeleciał nóż. Igor dostrzegł to w ostatniej chwili i musiał gwałtownie odskoczyć, by uniknąć trafienia. Ostrze, pędzące z nienaturalną szybkością, minęło jego twarz zaledwie o kilka milimetrów i wbiło się głęboko w pokrytą lodem ziemię.

Majka odwróciła głowę i zobaczyła Pierwszego. Biegł ze wszystkich sił w ich stronę wyciągając przed siebie otwartą dłoń, jakby z niej właśnie wypuścił ostrze.

— Uciekaj stąd! Natychmiast! — krzyknął do niej rozpaczliwie, ciskając kolejny nóż, by ponownie odwrócić uwagę Igora.

Nie musiał powtarzać dwa razy. Majka zerwała się z miejsca i pognała ile sił w nogach w stronę ruin stojącego nieopodal domu. Biegła, z każdym krokiem czując, jak serce uderza jej w piersi z bólem niemal nie do zniesienia. Gdy dopadła do pierwszego muru, rzuciła się za niego, przewracając na bok i próbując złapać oddech.

Gdy tylko uspokoiła nerwy, wychyliła się i to, co zobaczyła, niemal odebrało jej resztki nadziei.

Z jej kompanem coś ewidentnie było nie tak. Trzymał się za pierś, a twarz wykrzywiał mu wyraźny grymas bólu.

Czy to przez nią? Czy to przez to, że uratował jej skórę? Czy to było właśnie to, co stało w sprzeczności z jego Pierwotną Wolą? Nie znała się na tym dobrze, ale to wydawało się teraz oczywiste.Skoro nie mógł kogoś zaatakować jako pierwszy, działało to pewnie tak samo gdy próbował ratować kogoś innego, niż siebie.

— Idiotka! — krzyknęła, uderzając pięścią w mur.

W tym czasie Pierwszy mimo wyraźnego osłabienia, stanął naprzeciw Igora, a wokół niego zaczęły unosić się noże, które jakimś cudem ciągle przywoływał. Jednak jego stan nie poprawił się nawet odrobinę.Był teraz dziwnie przygarbiony i drżał, jakby każda sekunda na nogach sprawiała mu fizyczny ból.

Igor natomiast wydawał się w pełni panować nad sytuacją. Stał pewnie, z lekkim, niemal drwiącym uśmiechem na ustach.

— Wy naprawdę sądziliście, że zdołacie mnie powstrzymać? — zawołał z pogardą, wyciągając przed siebie ręce, jakby szykował się na kolejny atak. — Chciałem ci dać szansę, ale skoro tak bardzo się starasz, to chyba jednak pomogę ci trochę szybciej opuścić ten świat.

Pierwszy nie odpowiedział. Zamiast tego z wyraźnym wysiłkiem wyprostował rękę. Noże pomknęły ku Igorowi niczym pociski, rozcinając powietrze. Jednak mężczyzna jedynie z lekceważeniem machnął dłonią, a ostrza zatrzymały się kilka centymetrów przed jego twarzą i opadły bezwładnie na ziemię.

Majka czuła, jak serce podchodzi jej do gardła. Pierwszy był w beznadziejnym położeniu. Dziewczyna zagryzła zęby, czując kotłujący się w niej gniew na siebie i całą te sytuacje. Wiedziała, że nie może tak po prostu zostawić kompana, ale nie miała też żadnego planu, żadnego pomysłu, jak mogłaby mu pomóc.

Tymczasem Igor powoli zbliżał się do Pierwszego, szykując najwyraźniej do uderzenia. Pierwszy ponownie próbował rzucić w niego nożami, ale tym razem ostrza nawet nie doleciały do celu — opadły na śnieg po drodze, jakby całkowicie opuściła je siła.

— Słabniesz, Marudo — wycedził Igor z szyderstwem. — Już prawie się skończyłeś. Zaraz poślę cię tam, gdzie twoje miejsce…

W tym momencie Pierwszego poderwało nagle, jakby ktoś niewidzialny szarpnął go do góry. Jego twarz, do tej pory wykrzywiona bólem i zmęczeniem, momentalnie stwardniała. W oczach pojawił się błysk, którego wcześniej nie widziała: pierwotny, dziki instynkt przetrwania, napędzany absolutnym lękiem o własne życie.

Zanim Igor zdążył zareagować, wokół Pierwszego pojawiły się dziesiątki ostrzy, które zawisły w powietrzu, wirując przy tym z tak ogromną prędkością, że zlały się w jeden migoczący krąg stalowych błysków. Igor zdążył jedynie otworzyć usta w niemym wyrazie szoku, zanim cała ta chmura noży poszybowała ku niemu, wystrzelona z niesamowitą szybkością.

Spróbował jeszcze unieść dłonie w desperackim geście obrony, ale było już za późno.

Majka z niedowierzaniem patrzyła, jak większość ostrzy zostaje zatrzymanych przez chaotyczną barierę energii, którą Pogodotwórca utworzył niemal odruchowo. Jednak kilkanaście noży przebiło się przez tę osłonę, tnąc jego kurtkę, ramiona i nogi. Igor krzyknął głośno z bólu, kuląc się, gdy kolejne ostrza wbiły się głęboko w jego ciało.

Pierwszy nie dał mu czasu na złapanie oddechu. Wykorzystując moment absolutnego zaskoczenia przeciwnika, poderwał się nagle z miejsca. Po krótkim biegu w trakcie którego rozpędził się niczym drag na torze, uderzył Igora ramieniem, z mocą tak potężną, że ten dosłownie oderwał się od ziemi. Pogodotwórca przeleciał kilka metrów w powietrzu, po czym z impetem upadł na śnieg, przesuwając się jeszcze chwilę po jego powierzchni.

Przez kilka sekund nikt się nie ruszał. Majka stała skamieniała za ruinami, próbując ogarnąć wzrokiem sytuację. Igor leżał bez ruchu, częściowo przykryty warstwą świeżego śniegu.

Jego oczy były zamknięte, a ciało bezwładnie rozłożone na ziemi sugerowało, że stracił przytomność. Pierwszy natomiast wciąż stał w miejscu, ciężko oddychając, wyraźnie zdezorientowany tym, co właśnie zrobił.

Dziewczyna poczuła nieśmiały przypływ nadziei. Może naprawdę właśnie pokonali Igora? Może nie było tak źle, jak zakładali?

Niestety ta nadzieja zgasła równie szybko, jak się pojawiła.

Ciało Igora nagle poruszyło się, ale w dziwny, nienaturalny sposób. Najpierw uniosło się powoli ponad powierzchnię śniegu, jakby ktoś ciągnął je do góry za sznurki. Jego kończyny wisiały luźno, przypominając pozbawioną życia marionetkę, poruszaną rękami niewidzialnego lalkarza. Majka poczuła, jak cała krew odpływa jej z twarzy, gdy dostrzegła, że oczy Igora wirują jak oszalałe, obserwując okolicę.

Nagle, jak na jego komendę, powietrze wokół nich zgęstniało, a niebo zasnuły ciężkie, grafitowe chmury. Pierwsze płatki śniegu zaczęły wirować w powietrzu, powoli zamieniając się w coraz gwałtowniejszą zamieć. Wiatr w kilka sekund przeszedł z lekkiego powiewu w potężne podmuchy, tnące powietrze ostrymi jak brzytwy kryształkami lodu.

— O Boże… — wyszeptała Majka, cofając się odruchowo za ścianę ruin.

Wychylając się ponownie zauważyła, jak Pierwszy osuwa się na jedno kolano, widocznie znów osłabiony. Wokół niego zaczęły rozbłyskać błękitne iskry, jakby jego własna Pierwotna Wola nie potrafiła już kontrolować energii, którą wcześniej uwolnił.

Nagle zauważyła coś jeszcze — wśród wirujących płatków śniegu, pojawiła się przerażająco wyraźna zjawa. Przez chwilę dostrzegła jedynie kontury — zarys głowy, ramion, dłoni. W kolejnym podmuchu wiatru, sylwetka ta nabrała większej wyrazistości, pokazując znajomą twarz wykrzywioną wściekłością.

Igor najpewniej nie zginął, tylko oderwał się chwilowo od ciała by zwiększyć swoją moc.

Pierwszy w tym czasie spróbował poderwać się na nogi, jednak był zbyt słaby. Zdawało się, że niematerialna energia Igora zaczęła już wysysać z niego resztki sił, które pozostały mu po wcześniejszej eksplozji mocy.

Majka stała nieruchomo, patrząc na tę scenę, czując, jak bezsilność powoli przeradza się w gniew. Gdzieś głęboko w niej rodziła się desperacka chęć walki — choćby miało to oznaczać jej własną śmierć. Wiedziała jednak, że nóż, który właśnie wyciągnęła zza paska, był równie skuteczny jak dziecięca zabawka wobec przeciwnika, który nawet nie posiadał ciała. Mimo to, z dzikim okrzykiem przebiegła przez śnieżną zamieć i stanęła obok ledwo trzymającego się na nogach Pierwszego.

Wyciągając przed siebie ostrze w stronę formującej się w śniegu niematerialnej postaci Igora, wyszeptała cicho, ze ściśniętym gardłem:— Przepraszam, to wszystko moja wina…

Pierwszy spojrzał na nią słabo, lecz w jego oczach nie było ani gniewu, ani pretensji. Była tam tylko dziwna łagodność, której nigdy wcześniej u niego nie widziała. Powoli wyciągnął rękę chwytając ją za dłoń.

— Myślę, że właśnie tego chciałby na koniec… — powiedział cicho, niemal melancholijnie.

Majka, zacisnęła mocniej palce, czując się tak, jakby znowu trzymała dłoń Grześka. W tej krótkiej sekundzie pozwoliła sobie na myśl, że przynajmniej umrą razem, że może to właśnie los zaplanował dla nich na sam koniec. A jednak, gdy tylko spojrzała w oczy Pierwszego, za którymi gdzieś w głębi musiał kryć się jej ukochany, natychmiast pojawił się w niej palący żal. Uświadomiła sobie jak niewiele czasu, było jej dane spędzić z nim w tym świecie…

Tymczasem niematerialna postać Igora zaczęła tworzyć coś, co przypominało ognistą kulę zbudowaną z wirujących płatków śniegu, wokół której przeskakiwały iskry. Energia była tak potężna, że nawet Majka — choć pozbawiona Pierwotnej Woli — czuła jej przytłaczający ciężar. Wiedziała, że gdy ta kula zostanie uwolniona, nie pozostanie po nich nawet popiół.

Zjawa Igora zaśmiała się maniakalnie.

Majka poczuła, jak zaczyna drżeć ze strachu, ale zanim zdążyła coś powiedzieć, Pierwszy niespodziewanie puścił jej dłoń i spojrzał prosto w oczy.

— On na pewno by tego chciał…— powiedział z niezwykłą pewnością siebie, jakby nagle odnalazł w sobie ukryte źródło siły.

Dziewczyna popatrzyła na niego zdezorientowana.

— Co? O czym ty mówisz? — spytała, czując, że ogarnia ją coraz większa panika.

Pierwszy wziął głęboki wdech, a na jego twarzy pojawiła się dziwna determinacja.

— Posłuchaj… ratując cię wcześniej, zachwiałem własną Wolę. Od tamtej chwili walczyłem ograniczając swoją moc, na skraju porażenia defektem, który zabiłby mnie po walce.— zrobił pauzę, zerkając przez chwilę w stronę zbliżającego się Igora — …teraz to już bez znaczenia. Drugi zrobiłby dokładnie to samo. Na pewno chciałby, żebyś żyła dalej i była szczęśliwa… nawet bez niego.

Majka otworzyła szeroko usta, czując, jak łzy ponownie zbierają się jej w oczach. Chciała coś powiedzieć, zaprotestować, ale Pierwszy już jej nie słuchał. Poderwał się gwałtownie i ruszył w stronę Igora, jakby odzyskał wszystkie siły, które wcześniej stracił.

Dziewczyna patrzyła w niemym szoku, jak energia obu mężczyzn ściera się ze sobą, powodując, że powietrze wokół nich drgało, a śnieg unosił się jak podczas burzy piaskowej. Igor, widząc nagły przypływ sił Pierwszego, ryknął wściekle i jeszcze bardziej skupił się na wzmacnianiu kuli energii. Majka poczuła, jak drżą jej kolana pod naporem tej przerażającej siły.

Ale nagle Igor zamarł. Kula energii, którą formował, rozproszyła się gwałtownie w powietrzu, jakby ktoś przeciął nić, na której była zawieszona. Burza śnieżna ustała w jednym momencie. Pierwszy zatrzymał się, zdumiony tym nagłym obrotem sytuacji.

Majka, niemal instynktownie, skierowała wzrok na miejsce, gdzie wcześniej lewitowało ciało Igora. Tam ujrzała coś, czego nie mogła się spodziewać.

Na ziemi leżały zwłoki Pododotwórcy, a nad nimi pochylał się dziadek Gruszka. W rękach trzymał zakrwawioną, zardzewiałą rurę, którą raz po raz, z nieukrywaną zaciekłością, uderzał w bezwładną głowę mężczyzny. Czaszka zdążyła już pęknąć, a resztki mózgu Igora rozsypywały się po śniegu…

Staruszek wyglądał jak ogarnięty amokiem, tłukąc bez przerwy i klnąc: — Ty szujo, ty gnido, ty cholerne zwierzę…

Każdy cios odbijał się głuchym dźwiękiem, a ciało Igora poruszało się bezwładnie przy każdym uderzeniu, przypominając groteskową marionetkę.

Pierwszy orientując się nagle w sytuacji, zesztywniał. W jego oczach pojawił się błysk niepokoju, a zaciśnięte pięści zaczęły ponownie drżeć. Wpatrywał się w przestrzeń przed sobą, jakby wyczuł coś, co dla Majki było zupełnie niewidzialne.

— Jeszcze nie koniec… — powiedział cicho, głosem tak ponurym, że poczuła, jak żołądek ściska jej się ze strachu. — On wciąż gdzieś tu jest…

Dziewczyna odruchowo cofnęła się o krok, unosząc nóż odruchowo. Wtedy, zaledwie kilka metrów nad pokrytą lodem powierzchnią, pojawiło się coś, co sprawiło, że osłoniła oczy dłonią.

W powietrzu zawisła niewielka, jaskrawo świecąca kula. Jej blask był tak oślepiający, że mogła jedynie lekko uchylić powieki. Przypominała miniaturowe słońce, zawieszone tuż nad ziemią, promieniujące ciepłem, które wyczuła nawet z odległości kilkunastu metrów.

— Co to jest? — wyszeptała zduszonym głosem, cofając się odruchowo za Pierwszego.

Zanim ktokolwiek zdołał odpowiedzieć, z kulistego obiektu zaczęły dobiegać przeraźliwe, pełne rozpaczy jęki. Po chwili zlały się one w znajomy, choć wykrzywiony bólem i przerażeniem głos.

— Nie… Nie! To niemożliwe! Ja nie mogę umrzeć! — rozległ się paniczny krzyk Igora, pełen desperacji.— Nie może… nie mogę przecież tak umrzeć! Jestem… jestem ponad to wszystko!

Jego głos brzmiał coraz słabiej, coraz bardziej histerycznie, aż Majka zaczęła czuć coś w rodzaju satysfakcji, widząc, jak potężny dotąd Igor tonie w rozpaczy.

Pierwszy powoli się uspokoił, choć nadal ciężko oddychał, wpatrując się z niedowierzaniem w unoszącą się nad ziemią kulę światła.

— To koniec… — wyszeptał z ulgą, ale w jego głosie wciąż czuć było napięcie, jakby nie mógł uwierzyć, że wszystko rozegrało się w ten nieoczekiwany sposób.

— Ty suko! Ty mnie zabiłaś! — wrzasnął ponownie Igor, najwyraźniej kierując te słowa prosto do Majki. — Zapłacisz mi za to, słyszysz?! Nawet śmierć mnie nie zatrzyma.Znajdę sposób, by cię dopaść!

Nagle jego głos ucichł, a ognista kula zaczęła stopniowo blaknąć, zmniejszać się, aż w końcu została jedynie drobnym, niemal niewidocznym punktem, który chwilę później całkowicie zniknął. Po Igorze nie pozostało nic, jedynie chłodna cisza, która zapanowała na całej okolicy.

Majka przez chwilę stała w miejscu, kompletnie osłupiała, próbując przetworzyć to, czego właśnie była świadkiem.

— Koniec… — wyszeptała z niedowierzaniem, przechodząc po śniegu. — To naprawdę koniec…?— spytała Pierwszego.

Mężczyzna skinął głową. — Na to wygląda… Igor zamiast na zemstę, ostatnie sekundy życia postanowił wykorzystać na rozpaczanie, po własnym losie…

W tym czasie dziadek Gruszka, skończył pastwić się nad ciałem wspomnianego. Oddychał przy tym ciężko, jakby wykonał właśnie ogromny wysiłek, ale na jego twarzy malował się dziwny, mroczny uśmiech satysfakcji.

— Cholera jasna, dziadku… — wyszeptała Majka, nie mogąc uwierzyć własnym oczom.

Staruszek spojrzał na nich przez chwilę poważnie, po czym lekko skinął głową.

— Zrobiliście ile mogliście, pszczółko. Czasem, do tanga trzeba jednak trojga… — rzucił spokojnie. — Nikt nie będzie już nam dyktował, jak żyć— stwierdził potem z dumą. — Zwłaszcza nie taka dwulicowa szuja jak Igor.

Majka poczuła, jak łzy ponownie spływają jej po policzkach, tym razem jednak była to ulga. Spojrzała na Pierwszego, który usiadł na śniegu, ale wyglądał już na całkiem spokojnego.

— Zrobiliśmy to... naprawdę... — wyszeptała, opadając obok kompana na kolana.

Oboje patrzyli na siebie w milczeniu, jakby nie dowierzając, że koszmar, właśnie się zakończył. Zmęczenie i napięcie ustąpiły miejsca ogromnej, wręcz paraliżującej uldze.

Jednak ciszę przerwał głos dziadka Gruszki, który odchrząknął, a potem spojrzał na nich z poważną miną.

— Zwycięstwo to może pszczółko, ale ze świętowaniem musimy się jeszcze wstrzymać. — rzucił starzec, otrzepując dłonie ze śniegu i krwi.

Majka natychmiast podniosła głowę, zerkając na niego, a dziadek westchnął ponownie, unosząc głowę ku niebu, jakby szukał tam odpowiednich słów. Dopiero po chwili spojrzał na Majkę i Pierwszego, tłumacząc: — Ludzie widzieli, jak Igor wychodził dziś razem z tobą z bloku, pszczółko.— A skoro Igor już nie wróci, natychmiast połączą fakty. To, co zrobiliście, było jedynym właściwym wyjściem. Ale ludzie tego nie zrozumieją. Igor był dla nich bohaterem, nieważne, jak bardzo był zepsuty. Większość pójdzie za głosem tłumu, który będzie domagał się sprawiedliwości…

Dziadek zrobił zrezygnowaną minę, jakby sam widział już przed oczami obraz tych oskarżeń i gniewnych twarzy. — Dlatego nie możecie już wrócić do bloku.

Majka opuściła głowę, czując jak nadchodząca fala goryczy zalewa jej myśli. To, co mówił dziadek, było boleśnie logiczne i brutalnie prawdziwe. Spojrzała na Pierwszego, który w milczeniu słuchał wszystkiego, zaciskając pięści i patrząc przed siebie twardym, ponurym wzrokiem.

— Więc… co teraz mamy zrobić? — spytał po chwili, unosząc wzrok na dziadka Gruszkę.

Starzec uśmiechnął się smutno i podchodząc poklepał ich oboje po ramionach.

— Znam pewne miejsce, gdzie przeczekacie, aż będziecie mogli wrócić do siebie. To mój stary dom, niedaleko stąd. Odwiedzam go czasem i wiem, że wciąż jest w niezłym stanie. W piwnicy jest nawet trochę zapasów, a w głównym pokoju kominek, który da wam ciepło przez kilka dni. Planowałem uciec do niego, gdyby życie z Igorem stało się nie do zniesienia.

Pierwszy skinął głową z wdzięcznością. Majka spojrzała na staruszka, czując jednocześnie ulgę i smutek

— Dziękujemy, dziadku. Naprawdę… — powiedziała cicho Majka, ściskając mu dłoń. — Bez ciebie nie dalibyśmy rady.

— Nie musisz mi dziękować, pszczółko. — odparł dziadek cicho, głosem pełnym ciepła. — To ja jestem wam wdzięczny. Dzięki wam Igor już nigdy więcej nikogo nie skrzywdzi. To wy mieliście odwagę zrobić to, na co sam nigdy bym się nie zdobył.

Przez chwilę zapadła cisza, zakłócona jedynie szumem powoli ustającej zamieci. Majka chciała powiedzieć jeszcze coś więcej, ale słowa uwięzły jej w gardle. Wiedziała, że nadszedł czas na pożegnanie.

— Gdzie dokładnie znajdziemy ten dom? — spytał nagle Pierwszy, podnosząc się z wysiłkiem na nogi.

Dziadek Gruszka wyjął z kieszeni klucz i podał mu go, objaśniając szczegóły.

— Idźcie na południe. Niedaleko starej szkoły stoi żółty dom z zielonym płotem.

Pierwszy kiwnął głową, po czym spojrzał na Majkę.

— Chodź… nie mamy już zbyt wiele czasu. Ktoś mógł coś usłyszeć.

Majka odetchnęła ciężko i powoli wstała. Spojrzała na dziadka Gruszkę, a potem impuls sprawił, że objęła go mocno, na moment chowając twarz w jego ramieniu.

— Jeszcze raz dziękuję za wszystko. Nigdy tego nie zapomnę… — wyszeptała przez łzy.

Dziadek uśmiechnął się, delikatnie głaszcząc ją po plecach.

— Uważaj na siebie, pszczółko. Jesteś wyjątkowa… A ty dbaj o nią aparacie — stwierdził zwracając się do Pierwszego.

Majka odsunęła się powoli, ocierając oczy. Potem nagle przypomniała sobie o czymś bardzo ważnym.

— Dziadku, mam prośbę. Ten dziennik, który znaleźliśmy… Mógłbyś go odzyskać dla mnie? Chciałabym go zachować. Na pamiątkę… tego wszystkiego.

Staruszek spojrzał na nią z ciepłym, pełnym zrozumienia uśmiechem.

— Oczywiście, pszczółko. Przyniosę ci go, zanim ruszycie dalej.

Majka raz jeszcze skinęła głową, a potem spojrzała na Pierwszego.

— Chodźmy… — powiedziała stanowczo, a potem razem ruszyli przez śnieg, zostawiając za sobą miejsce, które od dzisiaj miało zmienić się na zawsze.

 



 
 
 

4 komentarze


Fantastyczne opowiadanie! Dziękuję! Ja też miałam przeczucie czytając że Gruszka będzie szara eminencja a Igor jedynie uzyteczna fasadą. Przez to scena jak dziadek przerwał bohaterom knucie naprawdę mnie zmroziła. Ale nie będę ukrywać, unicestwienie Igora było całkiem satysfakcjonujące. Szkoda że dziadzia nie ma sił na podróże, byłby interesującym dodatkiem do ekipy. Raz jeszcze wielkie dzięki!

Polub
Odpowiada osobie:

Ha, ha, ha... Jak ja czułem gdzieś w środku, że wszyscy będą podejrzewać dziadka. Pewnie gdyby Blok C miałby mieć format książki, a nie opowiadania spróbowałbym pożąglować trochę podejrzeniami, ale tu jednak muszę często skracać pewne rzeczy. Założenie całej koncepcji "Ech" miało być takie, że to będą krótkie historie, z których każda dotknie innego miejsca, by pokazać jak różnorodny jest Martwy Świat... No i krótko się nie dało :D Podziwiam ludzi, którzy potrafią pisać historie jak "i have no mouth and i must scream", gdzie w krótkiej objętościowo historii zawarta jest tak ogromna ilość treści.

Polub

Kolejny rewelacyjny rozdział Martwego Świata! Tak, pamiętam, marudziłem trochę o zakończeniu historii w Zamku, ale tutaj naprawdę wyszło bardzo dobrze.

Fajne wprowadzenie, gdzie Pierwszy od początku miał wątpliwości i przeczuwał że coś jest nie tak, ale z braku innych opcji zmuszony był działać wbrew swoim zasadom.

Jako czytelnik najpierw byłem sceptyczny do Igora, potem pomyślałem "Pierwszy, Ty stary paranoiku" tylko po to, żeby za parę kolejnych chwil nabrać ponownie uznania dla jego intuicji do ludzi.

No i bardzo fajnie wpleciony klucz do zagadki pod postacią posłańca z Nowego Dworu, który jednocześnie pomógł nieco wyciągnąć Drugiego. Może tylko ciut zmarnowana okazja na pomarudzenie na jego wspomnienia, bo pewnie oprócz szyfru było tam też wiele innych "ciekawostek", od których Pierwszemu wybija żenadometr…


Edytowane
Polub
Odpowiada osobie:

Poprawiony. Dzięki za jak zawsze olbrzymi komentarz. Dla mnie to właśnie najlepszy moment to ten gdy role się odwracają i czytam sobie, co ludzie myślą. Co ciekawe Dziadek Gruszka nie był tym złym, bo byłby zbyt oczywisty :D Po prostu zawsze ( no dobra może nie zawsze, ale na tyle często, że nawe u Ciebie ta reguła zadziałała) w historiach jest tak, że ten który wydaje się od początku głównym złym, na końcu nim nie jest :D A ten dobrotliwy, szary człek okazuje się, że ma sporo za uszami. Odwrócona psychologia :D

Polub

© 2023 by J.Domański.

bottom of page