Kilka dni po Festiwalu Życia, w zaciszu „swojego” namiotu, Grzesiek odpoczywał, patrząc się w otaczającą go ciemność. Z zewnątrz dobiegały do niego pojedyncze dźwięki, nocnego życia na zamku; fragmenty rozmów, odległe śmiechy, odgłosy zamykających się warsztatów. Mężczyzna odcinał się jednak od nich jak tylko mógł, skupiając na wspominaniu ostatnich kilku tygodni.
W momencie gdy opuszczał Krańcowo, nawet przez myśl mu nie przeszło, że jego życie potoczy się takim torem, na jakim się obecnie znalazło. Nie miał prawa spodziewać się, że już w pierwszym mieście do którego trafi, napotka nie tylko fascynującą społeczność, ale także wyjątkową kobietę, w której zauroczy się bez pamięci. Uczucie jakie żywił do Majki było dla niego czymś zaskakującym, niezwykle głębokim i w pewien sposób nienaturalnym. W głowie zrodziła mu się przez to przerażająca wizja, że to, co czuje, może nie być wyłącznie jego własnymi emocjami, lecz wpływem zagnieżdżonego w nim Pierwszego. W trakcie tych przemyśleń nasunęło mu się pytanie, którego nawet wcześniej nie próbował sobie zadać. - Czy po ich połączeniu, wciąż był tym samym sobą?
Skupiając uwagę na dłoni i zaciskając pięść, zauważył, że jego ciało posłusznie wykonuje polecenia. Skoro więc był w stanie kontrolować fizycznego siebie, poruszać dłonią, gdy tylko tego pragnął, czy to nie dowodziło, że nic się nie zmieniło? Przypominając sobie kilka sytuacji z przeszłości, starał się znaleźć dowód na to, że potrafi precyzyjnie rozpoznać momenty, gdy emocje Pierwszego brały górę nad jego własnymi. I tak rozważając choćby, różne sytuacje jeszcze ze Zwrotnicy, był niemal pewien, że wiedział, gdy w jego głowie zagościła jakaś obca myśl. Skoro więc potrafił to rozróżniać, uspokoił się, uznając, że dalej pozostaje głównie sobą, a nie jakąś dziwną hybrydą.
Odstawiając ten temat na bok, Grzesiek powrócił myślami do Festiwalu Życia i starcia, jakie miało miejsce podczas tego wydarzenia. Spędził sporo czasu rozważając, czy byłby zdolny stawić czoła Eremefowi samotnie, bez pomocy Majki. A może gdyby nie ona, w krótkim czasie skończyłby jak Paweł i Artur, zadźgany na drodze? Rozważał też, co stałoby się gdyby Łuki i Gruby nie zjawili się na czas. Czy on i Majka mieliby realne szanse w tej potyczce? Analizując różne argumenty, doszedł do wniosku, że prawdopodobnie byliby w stanie przetrwać konfrontację z mężczyzną. Majka okazała się demonem w walce, a i sam Grzesiek przyznał sobie nieskromnie, że nie pozostawał w tyle podczas tego starcia. Może nie zdołaliby zabić Eremefa, ale ten z pewnością ustąpiłby w końcu, obciążony objawami narastającego defektu. Biorąc pod uwagę ciężki stan, w jakim się znajdował, każda minuta spędzona w normalnym świecie, stanowiła dla niego ogromne ryzyko. Było niemal pewne, że gdyby Grzesiek nie odebrał życia jego synowi, mężczyzna nigdy nie zjawiłby się w mieście na tak długo. Pozostawało otwarte tylko jedno pytanie; jak Eremef natrafił na ich ślad? Czy to był czysty przypadek? Podsłuchiwał radio? Wykorzystał jakiś błąd? Niezależnie od odpowiedzi, solidne mury zamku oraz strażnicy dawały Grześkowi poczucie bezpieczeństwa. Przynajmniej do momentu nastania kolejnego Błysku...
Tymczasem od wejście do namiotu dobiegł odgłos cichych kroków. Grzesiek nie przejął się tym, bo doskonale wiedział co one zwiastują. Od zakończenia Festiwalu Życia, Majka co wieczór skradała się do niego, aby mogli spędzić razem te kilka wspólnych godzin, z dala od ciekawskich spojrzeń mieszkańców zamku.
Oboje ustalili między sobą, że aż do momentu, gdy rada nie zatwierdzi Grześka jako pełnoprawnego członka ich wspólnoty, fakt, że są razem musiał pozostać tajemnicą. Łuki cieszący się zaraz po Romanie, największym wpływem wśród rycerskiego bractwa, mógł znacząco skomplikować sytuację, gdyby odkrył, że Majka i Grzesiek dzielą ze sobą więcej niż tylko przyjaźń. Dlatego od dłuższego czasu para spotykała się wyłącznie, gdy reszta zamku był już pogrożona w śnie.
Nie minęła chwila, a Grzesiek usłyszał, jak kotara namiotu delikatnie się odsunęła, a zaraz potem poczuł, jak Majka szuka go w ciemnościach. Jej ciepłe dłonie przesunęły się po jego ciele, aż w końcu odnalazły twarz, na której natychmiast złożyła długi pocałunek. – Hej – wyszeptała. – Tęskniłeś?
– Bardziej, niż sobie wyobrażasz – odpowiedział, odwzajemniając się jej, kolejnym pocałunkiem.
Majka ułożyła się natychmiast obok, przytulając do jego ramienia. Grześkowi ta sytuacja zawsze wydawała się nieco komiczna. Biorąc pod uwagę jej imponującą siłę, wydawałoby się, że to on powinien szukać wsparcia w jej objęciach.
– Mam dla ciebie dobre wieści – oznajmiła dziewczyna, szepcząc mu do ucha.. – Roman już skonsultował się z radą i jutro wieczorem zaplanowane jest głosowanie w twojej sprawie. Oznacza to, że kolejną noc możemy spędzić razem. To znaczy oficjalnie spędzić razem…
– To wspaniale – odparł Grzesiek, lecz w głębi jego umysłu zaczęły kiełkować różne wątpliwości. – Zakładając oczywiście, że zdecydują się mnie przyjąć...
– Nie martw się – uspokajała go dziewczyna. – Festiwal Życia może nie poszedł dokładnie według naszego planu, ale i tak wypadliśmy naprawdę dobrze, walcząc z tym chorym sukinsynem. Gdyby Roman pozwolił, aby rada odrzuciła twoją kandydaturę, byłby idiotą…
– A co z Łukim? – zainteresował się Grzesiek, który właśnie w chłopaku widział swoje największe zagrożenie.
Chociaż nie był w stanie zobaczyć w tym momencie twarzy Majki, poczuł, że ta nieco zesztywniała. – Co mogę powiedzieć…– westchnęła, jeszcze mocniej chwytając go za ramię. – To nie przypadek, że ostatnio prawie w ogóle nie spędzam z tobą czasu – stwierdziła smętnie, po czym wyjaśniła. – Staram się trochę uspokoić sytuację między nami, poświęcając mu w dzień więcej uwagi. Po tym, jak wedle jego opinii „olałam go podczas festiwalu”, był tak nadąsany, że nawet nie chciał ze mną rozmawiać. Ale wydaje mi się, że trochę już mu to przeszło. Nawet jeśli sam zagłosuje przeciwko tobie, nie sądzę, aby miał w sobie dość goryczy, by przekonywać do tego całą resztę. Zresztą, gdy rozmawialiśmy przyznał, że dawno nie pojawił się tu nikt tak obiecujący. Ja natomiast uważam, że należałoby ci się nawet miejsce w radzie…
– Naprawdę tak myślisz? – wtrącił, lekko zawstydzony, ale jednocześnie miło połechtany Grzesiek.
– Oczywiście! – potwierdziła z przekonaniem Majka. – Nie będę ci ciągle słodzić, bo popadniesz w samo zachwyt, ale nie wielu pojawiło się tu takich jak ty…
Chociaż kolejna pochwała ze strony dziewczyny była naprawdę miła, to Grześkowi chodziło teraz po głowie coś zupełnie innego. Zastanawiał się, czy rzeczywiście przynależność do społeczności zamku była dla niego, aż tak ważna? Czuł się tu dobrze, głównie dzięki Majce, ale gdyby jej nie spotkał prawdopodobnie nie miałby oporów, aby ruszyć dalej do Nowego Dworu. Teraz rozważał, czy powinien wyznać jej prawdę o swoich motywach opuszczenia Krańcowa i przyznać, że w ich namiocie kryje się jeszcze jedna tajemnica; a raczej przymusowy podglądacz.
Zaczerpnął już powietrza, gotów wyznać prawdę, ale w tym momencie dziewczyna zaczęła całować go w szyję. Wyraźnie chciała zawczasu uczcić decyzję rady, w ten najprzyjemniejszy z możliwych sposóbów. Gdy poczuł, jak jej dłonie zaczynają przesuwać się po jego brzuchu, postanowił, że ta rozmowa może poczekać. Myśl o tym, że mógłby przez nie przygotowane wyznanie stracić Majkę, wydawała mu się nawet gorsza niż ponowne spotkanie z Eremefem.
Tej nocy Grzesiek prawie nie zmrużył oka. Wszystko zaczęło się od tego, że Majka miała ambitniejsze plany niż wyłącznie jedną „celebrację. Później, gdy wreszcie wymknęła się z powrotem do swojej sypialni, nie mógł przestać rozmyślać o tym, jak właściwie wyznać jej prawdę. Fakt, że w jego głowie mieszkał ktoś jeszcze, był sporym ciężarem do zrzucenia, nawet na osobę, która tak jawnie zadeklarowała swoje uczucia.
Znów poczuł palącą potrzebę uzyskania porady od Pierwszego, ale ten od Festiwalu Życia zdawał się zupełnie go ignorować. Możliwe, że zastosował tę samą taktykę co przed ich ucieczką z Krańcowa, i wyizolował się gdzieś w zakamarkach jego podświadomości. Zważywszy na to co każdej nocy działo się w tym namiocie, wydawało się to nawet bardzo prawdopodobne. Pierwszy od kiedy tylko Grzesiek pamiętał, był jak na mężczyznę wyjątkowo pruderyjny i strasznie gorszyło go choćby wspomnienie o seksie.
Próbując zmusić mężczyznę do pojawienia się, Grzesiek starał się zepsuć sobie nastrój, ale po tak pełnej uciech nocy, zadanie to okazało się a wykonalne. Może gdyby miał rano więcej czasu, zdołałby się w końcu skupić na wystarczająco negatywnych myślach, aby umożliwić im rozmowę, ale goniły go już inne obowiązki.
Praktycznie od festiwalu, Grzesiek intensywnie współpracował z Michałem, tutejszym lekarzem, nad odtworzeniem składu remedium Kuby. To było dla zamku jedynym sposobem na zabezpieczenie się, przed Eremefem, oraz innymi ewentualnymi członkami Białego Serca, chorymi na defekt.
Gruby Dawid starał się co prawda uspokoić nastroje, tłumacząc, że Eremef miał bardzo ograniczone okno czasowe, w trakcie, którego mógł przebywać w „normalnym” świecie. Z kolei innych łowców chorych na defekt, za jego czasów po prostu nie było.
Nie mniej sam Eremef odpowiednio zdeterminowany, nawet bez pomocy i z ograniczonym czasem działania, stanowił ogromne zagrożenie. Zwłaszcza gdyby przypadkiem pojawił się w mieście podczas trwania kolejnego Błysku i dotarł do twierdzy w której wszyscy byliby nieprzytomni.
Odtworzenie składu Remedium stało się więc kluczowe dla bezpieczeństwa. Grzesiek, chociaż ledwo przytomny, udał się więc jak zwykle do pracowni Michała, umiejscowionej w jednej z bocznych wież zamku.
Kiedy półprzytomny sunął po dziedzińcu, zauważył, całe gromady ludzi zabezpieczających zamkowe mury. Wieść o istnieniu Eremefa rozeszła się po twierdzy błyskawicznie, wywołując zrozumiały niepokój. By uspokoić trochę nastroje, Roman nakazał przygotować zamek tak, by nikt nie przedarł się do niego, gdy wszyscy będą nieprzytomni. Rozprowadzano więc drut kolczasty, rozciągano metalowe siatki, a przy głównych wrotach przygotowano specjalną przyczepę z obciążeniem, która jako barykada miała dodatkowo zabezpieczyć wejście. Grzesiek nie chciał pogarszać i tak napiętej atmosfery, ale widząc co potrafił Eremef, miał spore wątpliwości, czy jakiekolwiek mury byłyby w stanie go powstrzymać. To zachował jednak dla siebie, i mimo że najchętniej po prostu straciłby teraz przytomność, to świadomy, że Remedium jest jedyną nadzieją, doczłapał się do zamkowego laboratorium.
Michał jak co dzień, czekał już na niego przy stole usianym masą opakowań leków, zdobytych przez zamkowych szabrowników. Grzesiek, który od kilku dni bez entuzjazmu przeglądał kolejne opakowania, próbował przypomnieć sobie, czy może coś podobnego widział już kiedyś w rękach Kuby. Problem polegał na tym, że przygotowanie środka obserwował lata temu, a odświeżenie sobie składników z pamięci okazywało się wyjątkowo trudne.
Oczywiście gdyby udało mu się skontaktować z Pierwszym, ten pewnie byłby w stanie pomóc, bo Remedium zostało właściwie stworzone dla niego. Nie było wątpliwości, że jego skład musiał po prostu znać, ale niestety mężczyzna wciąż się nie pojawiał. – Nie ma bata! Muszę go dzisiaj ściągnąć, choćbym miał się schować przed Majką. – pomyślał Grzesiek, bez przekonania przeglądając kolejne leki.
– I co? Kojarzy ci się coś? – zapytał Michał, który wziął najpewniej zamyśloną minę Grześka, jako symptom powracającej nagle pamięci.
Ten westchnął tylko, podając mężczyźnie jeden ze specyfików. – Mam wrażenie, że to brzmi znajomo...
– Efedryna… – odczytał Michał, równocześnie notując coś w swoim zeszycie. – Tak, to mogłoby pasować. Jest silnym pobudzaczem układu nerwowego… Coś jeszcze? – dopytał po krótkiej chwili.
Grzesiek, czując się kompletnie wyczerpany, tylko odetchnął ciężko. – Nie… Przepraszam. Naprawdę próbowałem, ale widziałem, jak Kuba mieszał to raz w życiu, a to było lata temu. Potem tylko przez chwilę zobaczyłem listę składników na kartce. Trudno mi cokolwiek sobie przypomnieć. Chciałbym ci bardziej pomóc, ale dziś to chyba wszystko, na co mnie stać…
Michał skinął głową i przejrzał jeszcze raz swoje notatki.– Nie martw się… – rzucił nagle, z jakiegoś powodu wyjątkowo entuzjastycznie. – I tak dużo zrobiłeś. Dzięki temu, że podałeś mi dawkowanie, sposób podawania i mniej więcej jak dobierane były składniki, nie działam zupełnie w ciemno. Mając doświadczenie z eksperymentami na mojej kwaśnicy, mam przeczucie, że niedługo uda mi się to rozgryźć. Nie oczekiwałem przecież, że przyniesiesz mi odpowiedź na tacy…
Mimowolny uśmiech pojawił się na twarzy Grześka, gdy opadał zmęczony na stół. Michał był bardzo sympatyczny i mimo tego, że Grześkowi nie udało się dostarczyć mu tak naprawdę żadnych kluczowych informacji, ten i tak traktował go jak nieocenionego pomocnika.
Spoglądają z ponad notatnika, Michał przyjrzał się Grześkowi z uwagą. – Ciężka noc? – spytał zaciekawiony.
– Ostatnio rzadko kiedy dobrze śpię… – wyznał Grzesiek, po chwili dodając jednak usprawiedliwienie, by nie wydało się to zbyt podejrzane. – Chyba nigdy nie przyzwyczaję się do namiotu. Jako dzieciak nie szczególnie przepadałem za biwakowaniem…
Michał popatrzył na niego badawczo. – Może potrzebujesz czegoś na sen? – zaproponował nagle. – Mam spory zapas środków nasennych…
– Obawiam się, że to nie pomoże… – przyznał Grzesiek, bo akurat gdyby nie jego romans z Majką, to z zaśnięciem nie miałby najmniejszych problemów. W obecnej sytuacji potrzebował raczej odrobiny spokoju, a potem też może odrobinę viagry.
W międzyczasie, do pomieszczenia weszli Łuki i Chudy Dawid. Z grubości ich plecaków można było wywnioskować, że przynieśli ze sobą nowe zapasy leków.
– Zgarnęliśmy wszystko, co znaleźliśmy w mieście. Nawet z domowych apteczek…– oznajmił z dumą Łuki, dopiero po chwili dostrzegając, leżącego na stole Grześka. – O Hej! To dzisiaj twój wielki dzień, co?
Grzesiek uniósł powoli głowę, udając zaskoczenie. – Jak to wielki dzień?
– Majka ci nie powiedziała? – zapytał Łuki, a po jego spojrzeniu i tonie, wyczuć można było, że sprawdza, czy rozmawiali dziś ze sobą.
– Wczoraj od obiadu jej nie widziałem. – skłamał Grzesiek. – A jak pracuje na kuchni, nie bardzo mamy czas pogadać…
Chłopak słysząc to wyraźnie odetchnął. – Aaa… – odparł, o wiele weselszy. – Nie będę nic więcej mówił, ale może postaraj się trochę odpocząć. Wieczór może być dla ciebie…intensywny…
Grzesiek, chociaż było to moralnie wątpliwe, postanowił grać w jego grę, dalej udając nieświadomego. – Wiesz, że takie zachowanie nie jest zgodne z zasadami życia społecznego? – wytknął. – Nie mówi się komuś, że czeka go niespodzianka, nie zdradzając przy tym żadnych szczegółów…
Łuki roześmiał się. – Wytrzymasz jeszcze parę godzin! Chodźmy, Chudy, musimy się ogarnąć… – rzucił do towarzysza, po czym obaj wyszli z wieży.
Michał odczekał chwilę, aż mężczyźni na pewno się oddalą, a potem wyszeptał w stronę Grześka. – Dziś wieczorem odbędzie się głosowanie w sprawie twojego przyjęcia – zdradzając tym samym sekret, który nie był już żadną tajemnicą. – Możesz oczywiście liczyć na moje pełne wsparcie. – stwierdził nagle. – Szczerze mówiąc, chciałbym jeszcze zgłębić twoją wiedzę o tym jak go nazwałeś, Martwym Świecie. Wszystko co kryje się poza tą niewidzialną barierą jest naprawdę fascynujące…
– Więc mam nadzieję, że po dzisiejszym wieczorze będzie jeszcze okazja pogadać. – przerwał mu Grzesiek. – I oczywiście dzięki za twój głos – dodał, ściskając rękę mężczyzny. – Słuchaj, nie bardzo jestem już w stanie ci w czymś pomóc. Chyba naprawdę pójdę się przespać…
– No to idź – zachęcił Michał. – I pamiętaj, moja oferta z proszkami nadal jest aktualna.
***
Grzesiek pośpiesznie wrócił do swojego namiotu, ale w rzeczywistości wcale nie planował od razu kłaść się spać. Gdy tylko zasłonił za sobą płachtę, usiadł po turecku, przygotowując się jak do medytacji i zaczął skupiać całą swoją wolę na negatywnych myślach. Tym razem, zamiast wspominać matkę, przypomniał sobie, że Majka była kiedyś z Łukim i zaczął wyobrażać ich sobie razem w łóżku, za dawnych czasów . Uczucie zazdrości, pogorszyło jego nastrój na tyle szybko, że niemal natychmiast usłyszał w swojej głowie głos Pierwszego.
— Długo mnie nie było? — spytał mężczyzna, brzmiąc jakby właśnie przerwano mu drzemkę.
— Prawie tydzień... — odpowiedział Grzesiek z wyrzutem. — Co ty znowu wyprawiasz z tymi zniknięciami?
Pierwszy przez chwilę milczał, a następnie jego postać zmaterializowała się w namiocie. — Daj spokój, wiesz, że nie mogę tego kontrolować! Nawet gdybym bardzo chciał…W obecności Majki jesteś tak szczęśliwy, że nie spodziewaj się moich komentarzy. — wytłumaczył się, po czym spytał podejrzliwie. — Co się stało, że znowu się spotykamy? Nie mów mi, że się z nią pokłóciłeś...
Grzesiek westchnął ciężko, zasłaniając twarz dłońmi. — Dziś wieczorem odbędzie się głosowanie na temat mojego członkostwa w zamku. Majka mówi, że mam duże szanse...
— To chyba dobra wiadomość — skomentował zaskoczony Pierwszy. — Boisz się, że cię nie przyjmą? Zastanawiałeś się, czy Majka odeszłaby z tobą? To cię niepokoi?
— Nie — odpowiedział Grzesiek, zerkając smętnie na kompana. — Szczerze mówiąc, nie rozważałem nawet tej możliwości, ciesząc się jakby to powiedzieć, chwilą. Ale teraz zdaję sobie sprawę, że jeśli zostanę dziś przyjęty, odejście stąd będzie dla mnie jeszcze trudniejsze...
Pierwszy zmarszczył brwi, patrząc na niego surowo. — A dlaczego miałbyś stąd w ogóle odchodzić?
— Wiesz doskonale, więc nie udawaj, że nie rozumiesz — syknął Grzesiek. — Mieliśmy znaleźć sposób, by cię uwolnić z mojej świadomości...
— Ach, znowu to samo... — westchnął Pierwszy, a jego sylwetka zadrżała, jakby był fatamorganą w gorącym powietrzu. — Przecież nawet nie wiemy, czy istnieje taki sposób...
Grzesiek opuścił głowę. — Nie mogę przestać o tym myśleć, ponieważ wydaje mi się, że ty cierpisz. Powiedz, do cholery raz, a szczerze! Nie tęsknisz za wolnością? Za możliwością bycia gdzie chcesz? Za jedzeniem? Nie próbuj mnie przekonywać, że ci tego nie brakuje...
Po tej serii pytań, Grzesiek ze wszystkich sił spróbował skupić się na emocjach Pierwszego. Chciał wyłapać jakikolwiek ślad żalu, który utwierdziłby go w przekonaniu, że jego kompan znowu się poświęca. Ze szczerą niemocą przyjął, że jedyne co czuł to wszechogarniający spokój. Sam Pierwszy uśmiechnął się lekko, rzucając spojrzenie w stronę wyjścia z namiotu. — Nie będę kłamał, bo, szczerze mówiąc, nie brakuje mi tego — wyznał. — Gdy straciłem ciało, wszystkie moje potrzeby związane z biologią i fizjologią po prostu zniknęły. Nie odczuwam głodu, więc nie tęsknię za jedzeniem, nie brakuje mi ciepła, bo nie odczuwam temperatury... W zasadzie nie odczuwam niczego, poza emocjami. Ale jako osoba, która zawsze była trochę dziwakiem i samotnikiem, nie mam też wielu potrzeb emocjonalnych. Wydaje mi się, że jestem tu szczęśliwszy, niż kiedykolwiek byłem za życia. Co najważniejsze, jestem zawsze tutaj, gdy mnie potrzebujesz. Musisz tylko uważać, by nie doprowadzić się do skraju załamania nerwowego. Niestety, jak głęboko bym się nie ukrył, nie zniknę i mogę stanowić dla ciebie zagrożenie. Ale ty jesteś silny! Walcząc z Eremefem, byłeś skupiony, a twój strach był na tyle kontrolowany, że mogłem to tylko obserwować. Wierzę, że możemy koegzystować w ten sposób, aż do końca... Jakikolwiek by on nie był...
Słowa Pierwszego z jakiegoś powodu, przyniosły Grześkowi wyraźne pocieszenie. Może to był jedyny sposób, w jaki ta pogmatwana sytuacja mogła się rozwiązać, bez narażania nikogo na stratę. – Mówisz to szczerze? – spytał Grzesiek. – Na pewno nie poświęcasz się dla mnie? Bo wiesz, ja chyba przyzwyczaiłem się, że gdzieś tam jesteś. Wolę to niż twoją faktyczną śmierć…
– Więc obaj jesteśmy zgodni. – potwierdził Pierwszy. – Będę trzymał moje metaforyczne kciuki, żeby głosowanie wypadło po twojej myśli. A teraz może naprawdę położysz się spać? Nocne wizyty Majki, całkiem cię wykończyły…
– EJ! – zawołał Grzesiek. – Chyba nas nie podglądasz co?
– Dzięki bogom, to są akurat twoje najszczęśliwsze chwile. – rzucił Pierwszy z wyraźną odrazą. - Nie jestem więc skazany, na żadne pokazy ludzkiego wynaturzenia…
Grzesiek odetchnął z ulgą. W końcu zrozumiał, że w gruncie rzeczy nie chciałby, aby ktokolwiek inny poza nim, miał możliwość obserwowania Majki nago. Nawet ktoś tak bliski jak Pierwszy.
– Hej, mam jeszcze jedno ważne pytanie! – rzucił, zmieniając w końcu temat. – Jak dobrze pamiętasz skład Remedium i błagam, powiedz, że lepiej niż wnętrze tej maski.
Pierwszy skinął głową. – Też myślałem o tym, że może im się to tutaj przydać. Zwłaszcza gdy dowiedzieliśmy się o istnieniu Eremefa… Może nie ważyłem go zbyt często, ale pamięć mi nie szwankuje. Zorganizuj coś do pisania, podam ci…
Nagle mężczyzna po prostu zniknął, urywając w pół słowa. Dowiadując się o tym, że Pierwszy pamięta skład, Grzesiek poczuł tak ogromną radość, że po prostu przegnał go z powrotem w głąb podświadomości. – Dobra! Jutro rano to ogarniemy. Zrobię sobie sesje całą sesje myślową, jak Majka była z Łukim…
Niestety odpowiedziało mu tylko milczenie.
Grzesiek obudził się przed wieczorem, sam mocno zaskoczony, że usnął na tak długo. Jego wyczerpanie nocnymi maratonami z Majką, musiało być tak wielkie, że jego organizm potrzebował całego dnia by dojść do siebie. Kiedy w końcu zebrał siły, by wyjść z namiotu, zauważył, że dziedziniec zamku mimo późnej pory, wciąż tętnił życiem. Choć aktywność mieszkańców nie dorównywała skali przygotowań do Festiwalu Życia, atmosfera przypominała przygotowania do co najmniej małej uroczystości.
Centralne ognisko rozpalono do niespotykanego dotąd na zamku rozmiaru, dodając całej scenerii niezwykłego blasku. Mury przyozdobiono ogromnymi szkarłatnymi gobelinami, co nadawało wszystkiemu bardzo podniosły charakter. Dodatkowo, z mniejszych palenisk wydawano porcje zupy i alkohol w kubkach. Stoły, które zazwyczaj stały przed namiotami kuchennymi, teraz umieszczono w centralnej części dziedzińca. Pokryte eleganckimi czerwonymi obrusami, tworzyły długi kontuar, za którym miała za pewne zasiąść rada.
– Wszystko tutaj odbywa się z pompą…– pomyślał Drugi i miał już zamiar podejść bliżej, by zobaczyć przygotowania na własne oczy, ale drogę zagrodził mu Roman.
– Muszę przyznać, Drugi, że wprowadziłeś tu spore zamieszanie...– zaczął bez ogródek, wyciągając rękę na powitaniem
– Co masz na myśli? – zapytał Grzesiek, ściskając mu dłoń.
Roman popatrzył w stronę ogniska, uśmiechając się tajemniczo. – Jesteś pierwszą osobą, w sprawie której będziemy głosować, a która nawet oficjalnie nie prosiła o dołączenie do naszej społeczności...
Grzesiek podrapał się po głowie. – Rzeczywiście... – przyznał, przypominając sobie, że sam takiej prośby nigdy nie wyraził. – To raczej ty przyszedłeś do mnie z propozycją... – wspomniał, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że mogło to zabrzmieć nieco nietaktowne.
Roman zaśmiał się, wyraźnie zakłopotany. – Może to wyglądać nieco dziwnie, ale wiesz… Ja naprawdę obawiałem się, że nawet nie zapytasz o możliwość dołączenia. Wydawałeś się tak zdeterminowany, by opuścić to miejsce, że musiałem sam wyjść z inicjatywą. – po chwili zaczął się dalej tłumaczyć. – Rozumiem, że może to budzić pewne wątpliwości, zaprosić cię do nas, a potem przeprowadzić głosowanie… No, ale mamy zasady, które muszą być przestrzegane przez wszystkich. Oczywiście skonsultowałem się z pozostałymi członkami rady zanim złożyłem ci propozycję. Dzisiejsze głosowanie to w zasadzie tylko formalność...
– To bardzo... Bardzo miłe – odpowiedział Grzesiek, czując się nieco zawstydzony.
Tymczasem członkowie rady zaczęli gromadzić się przy stole, a okazało się, że jest ich znacznie więcej, niż Grześkowi się wcześniej wydawało. Wśród nich byli oczywiście Majka i Łuki, oraz reszta rycerskiego bractwa, Jakub, Chudy Dawid i Marcin. Co zaskakujące, w radzie zasiadała także Karolina, a nawet Gruby Dawid. Poza nimi obecni byli również członkowie cechu kowalskiego, Bartek, Paweł i Piotrek, których Grzesiek poznał przelotnie. Na końcu stołu siedzieli mężczyźni, których nie znał nawet z imienia, za to często widywał ich w trakcie znoszenia do zamku zapasów. No i oczywiście był tam też Michał, który przybył na samym końcu.
– No dobrze idę, zająć swoje miejsce. – stwierdził Roman, rzucając na koniec do Grześka. – Nie odchodź nigdzie daleko! Głosowanie będzie ostatnim punktem zebrania, ale nie wiem dokładnie jak przeciągną się inne wnioski…
Grzesiek skinął głową i do rozpoczęcia obrad kręcił się w pobliżu, pobierając oczywiście przydział alkoholu i porcje zupy. Z gorącym talerzem w dłoni stanął w końcu w grupie zebranych mieszkańców, a Roman rozpoczął obrady.
— Przyjaciele, serdecznie witam was na kolejnym zebraniu Rady Ogniskowej Bastylia, podczas którego omówimy bieżące sprawy oraz poddamy pod głosowanie oczekujące wnioski — rozległy się wyjątkowo z dawkowane oklaski wśród zebranych, ale starszy rady nie zwracając na to uwagi kontynuował. — Dzisiaj mamy sporo tematów do omówienia, więc nie będę przedłużał wstępu, żadnymi przemowami. Karolina, proszę przedstaw pierwszego przemawiającego.
Dziewczyna, z charakterystyczną dla siebie surowością, poprawiła okulary i ze swojego notesu wyczytała. — Z wnioskiem w imieniu najmłodszych mieszkańców zamku przemówi Bodnar.
Z grupy nastolatków zebranych obok stołu, wyłonił się młody chłopak, ściskając w dłoni kartkę. Kłaniając się radzie z szacunkiem, ustawił się plecami do ogniska, aby móc odczytać swoje przemówienie. — Szanowni członkowie Rady Ogniskowej Bastylia, występuję dziś przed wami w imieniu grupy „nigdy niedorosłych”. — Jego głos był wyraźnie nerwowy, i nawet fakt, że czytał z kartki, nie poprawiał jego pewności siebie. W opinii Grześka, chłopak sprawiał wrażenie nieco przytłoczonego sytuacją, jednak rada wsłuchiwała się uważnie w jego słowa. — Wszyscy doskonale wiemy, zarówno z własnych doświadczeń, jak i z relacji przybyszów, że w tym świecie nie starzejemy się. Każdy z nas jest na stałe zachowany przez ten świat...
— Szkoda, że nie „zatrzymało” nas dziesięć lat temu... — jęknął jakiś starszy mężczyzna stojący obok Grześka, podczas gdy chłopak kontynuował bez przerwy swoje przemówienie.
— ...Jesteśmy ogromnie wdzięczni za opiekę, jaką bractwo rycerskie objęło nas na początku naszej podróży w tym świecie. Niestety chociaż od tamtej pory, wielu z nas osiągnęło wiek dojrzały to wciąż jesteśmy traktowani jak dzieci. Uważamy to za poniżające i nie do zaakceptowania na dłuższą metę. Chociaż nasze twarze nie wydorośleją, a niektórzy z nas nigdy nie zapuszczą brody czy nie pozbędą się trądziku, mentalnie stajemy się dorosłymi. Dlatego domagamy się, by traktowano nas zgodnie z naszym wiekiem urodzenia, a nie zniekształconą biologią tego świata. Jesteśmy gotowi przejąć zarówno przywileje, jak i obowiązki z tym związane. Chcielibyśmy aktywnie uczestniczyć w szabrze i Festiwalu Życia, mieć możliwość dołączania do rady oraz brać udział w walce z Białym Sercem. Proszę radę o pozytywne rozpatrzenie naszej prośby.
Wśród ludzi zebranych wokół Grześka reakcje były mieszane. Niektórzy pochwalali młodzież za inicjatywę, inni sugerowali, że powinni docenić swoją unikalną sytuację, zamiast próbować ją zmieniać.
Roman wydawał się zaskoczony tą prośbą, ale to Łuki wypowiedział się pierwszy w jej kwestii. — Zdecydowanie popieram! Potrzebujemy jak najwięcej uczestników Festiwalu, a także aktywnych zbieraczy! Na Velesa, dlaczego mielibyśmy stawać im na przeszkodzie, skoro sami chcą nam pomóc!
Majka i pozostali zebrani również pozytywnie przyjęli deklaracje młodych. Jedynie Karolina spojrzała na Romana pytająco, a ten wydawał się wyraźnie nieprzekonany. — Festiwale Życia były, są i będą niebezpieczne — stwierdził surowo. — Nie bez powodu dopuszczamy do nich tylko wybranych członków zamku, a mimo to; Strzelec, Mistrz, Wiedźma, Łowca, Noc, Skała, Żmija, Kruk, Marcin, Kasia, Tomek z Białego Grodu, a teraz także Artur i Paweł, zginęli podczas trwania obchodów. Ponadto, jak wszyscy już wiecie, kwaśnica nie daje nam tej kilkugodzinnej przewagi, jaką dawała wcześniej. Ten potwór z Białego Serca był tak silny, że dopiero czwórka doborowych wojowników zdołała go odeprzeć... — Bodnar, słysząc to przemówienie, opuścił głowę, pewien, że jego prośba zostanie odrzucona jeszcze przed głosowaniem. Od strony młodzieży rozległy się wyraźnie niezadowolone szepty, ale Roman, zmieniając nieco ton, kontynuował — Niemniej, nie chciałbym gasić waszego zapału, dlatego poddamy to pod głosowanie. Kto z członków rady popiera tę decyzję?
Grzesiek obserwował, jak większość obecnych przy stole, w tym Majka, opowiedziała się za przyznaniem młodzieży prawa do bycia „dorosłymi”. Roman przyjął to, jednak postanowił dodać coś od siebie. — Dobrze, decyzja rady jest jasna, ale jako senior zamku zaznaczam, że mam tutaj ostatnie słowo. W związku z tym przedstawiam następującą propozycję: większość naszej młodzieży nie posiada odpowiedniego przygotowania fizycznego, by samodzielnie uczestniczyć w szabrze czy Festiwalu Życia. Sugeruję, aby wszyscy rozpoczęli regularne treningi z naszymi rycerzami, aby odpowiednio się przygotować do tego wyzwania. Walka z potworami to poważna sprawa i wymaga doskonałej kondycji. Karolino, jeśli to możliwe, proszę o zwiększenie im racji żywnościowych. Mięsnie nie urosną na wodzie…
Karolina skinęła głową. — Spróbuję coś zaradzić — powiedziała, wyraźnie oznaczając coś w swoim notesie.
W tłumie natomiast rozległ się gwar i wyraźne niezadowolone pomruki. Jednak rada zignorowała to zupełnie, a Bohdan, pełen wdzięczności, wrócił do swoich młodszych kolegów.
Kilka kolejnych wniosków nie było dla Grzeska szczególnie interesujących. Od decyzje dotyczące codziennego życia i spraw, które należało podjąć dla dalszego rozwoju społeczności. Sami zebrani przysłuchiwali się temu z wyraźnym znudzeniem. Dopiero ostatni wniosek, wywołał wśród zebranych nie małe poruszenie.
— Drodzy członkowie rady! — zaczął mężczyzna, przedstawiony jako Igor, a mieszkańcy zamku przysłuchiwali się mu z żywym zainteresowaniem. — Przemawiam w tym momencie, w imieniu większości mieszkańców tego zamku. Wszyscy zostaliśmy tutaj przyjęci dzięki waszej dobroci i jesteśmy za to ogromnie wdzięczni. Doceniamy również waszą codzienną pracę i trud jaki wkładacie by zapewnić nam bezpieczeństwo, ale jest sprawa, która męczy każdego z nas. W czasie wielkiego głodu sprzed dwóch lat, został wyznaczony podział żywności między poszczególne grupy zamku. Wszyscy zaakceptowaliśmy, że ci, którzy narażają życie, szabrują Górę Kalwarie powinni otrzymać, większe i solidniejsze porcje. Tylko, że zamek przeżywał w tym czasie różne okresy. Były Festiwale Życia, lepsze, gorsze, ale czasem nawet wyjątkowo obfite. Mimo tego, wielu z nas przez lata nie miało w ustach choćby głupiego batona, nie mówiąc już o mięsie. Ciągle jemy tylko zupy, albo kiepskiej jakości pieczywo z mąki i wody, na odrobinie tłuszczu. — wśród zebranych zapanowało wyraźne wzburzenie, a większość potwierdzała słowa mężczyzny wymownymi gestami. — Jako mieszkańcy zamku żądamy większej przejrzystości w kwestii dystrybucji zgromadzonych zapasów. Nie chodzi nam o wyrzuty, ale nurtuje nas pytanie, dlaczego to tylko rada decyduje o podziale żywności, a wyłącznie Karolina zna faktyczny stan zapasów? — z każdym zdaniem mężczyzny, atmosfera wśród zebranych wyraźnie gęstniała. — Stajemy się cieniami ludzi! A tymczasem na prośbę Majki, nowoprzybyły dostał bez niczego olbrzymi kawał mięsa!
— PIEPRZENI NIEWDZIĘCZNICY! — wybuchła Karolina, podrywając się z miejsca. — To my was przyjęliśmy! To my ocaliliśmy was od śmierci! A wy...
— Karolino! — wtrącił Roman, przerywając dziewczynie bo ludzie byli tak wzburzeni jej wybuchem, że zaczęli zbliżać się niebezpiecznie do stołu rady. — Przyjaciele, proszę dajcie mi przemówić. Musicie zrozumieć, że jesteśmy naprawdę ogromną społecznością, która…
— Pieprzenie! — krzyknął jakiś mężczyzna. — Ciągle ta sama śpiewka! Chcecie nas tutaj zagłodzić!
— Ciągle tylko ten pieprzony teatr! — zawołał ktoś inny. — Ogniska, głosowania, kurwa dywany na ścianach! A W DUPIE MACIE LUDZI!
Przerażony Grzesiek był pewny, że sytuacja zaraz wymknie się spod kontroli. Nigdy nie przypuszczał, że napięcie w zamku może osiągnąć tak wysoki poziom. Sam musiał jednak przyznać, że jako ktoś, kto przebywał głównie w gronie członków rady, nie miał możliwości zobaczyć całej sytuacji od środka. Teraz tak naprawdę uświadomił sobie, że nigdy nie rozmawiał nawet dłużej z kimś, kto nie należał do rady Bastylia. Obserwując rozgniewanych ludzi, zdał sobie sprawę, że ich frustracja musiała gromadzić się przez długi czas, ale on zaślepiony towarzystwem Majki, w ogóle tego nie dostrzegał. Dodatkowo, czuł się częściowo odpowiedzialny, bo to on poprosił dziewczynę o porcje mięsa, które teraz stały się punktem zapalnym.
Co gorsza wszystko wskazywało na to, że tłum zaraz rzuci się na ludzi siedzących przy stołach. Grzesiek ruszył już w stronę Majki, by w razie czego stanąć w jej obronie, ale wtedy stało się coś niewyobrażalnego. Członkowie rady zerwali się z miejsc, wyciągając miecze. Do ich obrony natychmiast dołączyła grupa osób z tłumu oraz po krótkim zawahaniu młodzież, którą ledwie dzisiaj uznano za dorosłą.
— Ten zamek należy do nas! — zawołał Roman, zaciskając dłoń na rękojeści. — Nie pozwolimy nikomu go sobie odebrać! Wszyscy błagaliście, by dołączyć do tej społeczności. A teraz po raz kolejny opluwacie jej założycieli!? Karolina ma rację, niewdzięczna hołoto! Dla mnie już dzisiaj wszyscy niezadowoleni mogą stąd odejść! Może w innych częściach tego świata będzie wam się żyło lepiej!
Widok grupy gotowej do obrony szybko ostudził emocje większości zgromadzonych, ale nieliczni najbardziej zawzięci nie zamierzali ustąpić.
— DOŚĆ JUŻ KURWA TEJ DYKTATURY! — ryknął jeden z prowodyrów, łapiąc z ziemi kamień, a po potężnym zamachu cisnął nim w Romana.
Starszy rady oberwał w bark, co wywołało błyskawiczną reakcje. Łuki wystrzelił do przodu i szybkim cięciem, głęboko ranił atakującego mężczyznę. Ten runął natychmiast na ziemie, a kilku jego kompanów spróbowało mu pomóc. Chłopak wykonał jednak zręczny piruet, odganiając ich ostrzem miecza. Kilka osób z tłumu krzyknęło inni zamarli. Łuki natomiast celując mieczem w zebranych zawołał. — Nikt was tutaj nie trzyma na siłę! Jeśli chcecie, odejdźcie! Ale każdego kto chociaż pomyśli, o podniesieniu ręki na członka rady, wyniosą z tego zamku nogami do przodu!
Grzesiek nie mógł po prostu uwierzyć w to co się właśnie stało. Gromada mieszkańców zamku obserwowała z przerażeniem rannego mężczyznę. Niektórzy pomstowali pod nosami, ale nikt więcej nie odważył się choćby zbliżyć do stołu.
Roman schował swój miecz, ale pozostali członkowie rady i ich sojusznicy, czekali w gotowości do walki. — Spójrzcie na siebie! — fuknął starszy zamku. — Większość z was nie potrafiła nic i do niczego nie jest tu potrzebna, ale i tak nie wstyd wam korzystać z naszej łaski. Do tego jeszcze macie ciągle czelność żądać więcej i więcej! Skoro uważacie, że tak łatwo zapewnić sobie przetrwanie, a może nawet luksusy w tym cholernym świecie, to po co tu jeszcze jesteście? Tam są otwarte wrota! Jeśli nie akceptujecie panujących u nas zasad, droga wolna! Nie pozwolę żeby krótkowzroczność jaka was zaślepia, doprowadziła do upadku tej twierdzy i zmarnowania pracy, garstki wartościowych mieszkańców. — mówiąc to wyraźnie wskazał, na te część z pośród tłumu, która w krytycznej sytuacji stanęła po stronie rady.
Mieszkańcy zamku zaczęli się rozchodzić, a radosna atmosfera jaka panowała jeszcze przed samym zebraniem, całkowicie umarła. Dwóch mężczyzn zabrało ciężko rannego prowodyra, a rada powróciła do stołu.
— Dobra, nie będziemy po raz kolejny tego odwlekać. — westchnął Roman, spoglądając na Grześka. — Podejdź proszę.
Zdziwiony Grzesiek zbliżył się. — Chyba nie mają zamiaru teraz głosować? — pomyślał, wytrącony z równowagi. — Przecież dopiero co, mało nie doszło tutaj do linczu…
Nikt jednak nie podzielał jego roztrzęsienia. Łuki, który dopiero co posiekał jednego z mieszkańców, wycierał teraz miecz, z miną jakby co najwyżej, czyścił nóż po obiedzie. Reszta rady, również wydawała się niewzruszona. Jedynie Majka spoglądała na Grześka z niepokojem, jakby trochę wstydziła się, że zobaczył coś takiego.
— Porażające prawda? — spytał Roman, a Grzesiek był w takim szoku, że nawet odpowiedział. — Niestety będąc członkiem naszej społeczności, przekonasz się, że jest masa ludzi, którzy na dobroć odpowiadają chamstwem, a za pomoc dziękują, knowaniami i zdradą. Myślę jednak, że akurat ty nie będziesz cierniem w naszym boku. Dobrze już bez zbędnego przedłużania, chcę żeby to odbyło się oficjalnie. Kto jest za tym by Drugi został włączony do naszej społeczności?
Większość dłoni wśród członków rady uniosła się ku górze. To jeszcze przed chwilą mocno ucieszyło by Grześka, ale teraz, po wydarzeniach jakie miały tu miejsce, ledwo potrafił zachować spokój. Jego wzrok powędrował po twarzach zgromadzonych przy stole, i dostrzegł tylko dwie osoby sprzeciwiające się jego kandydaturze: Karoline i, co zaskakujące, Grubego Dawida. Nawet Łuki popierał jego przyjęcie.
Roman, z kamienną twarzą, ogłosił więc oficjalny wynik — Większość jest za przyjęciem! — zawołał, skupiając wzrok na Grześku. — Chcieliśmy to uczynić w bardziej uroczysty sposób i w zdecydowanie lepszej atmosferze, ale czasem musimy po prostu akceptować, że plany nie wychodzą: Oficjalnie witamy cię jako członka naszej społeczności...
Uśmiech rozkwitł na twarzy Majki, co nieco uspokoiło Grześka, ale to nie był koniec niespodzianek, w trakcie tego zebrania. Gruby Dawid podniósł się i ze śmiertelnie poważną miną zabrał głos. — Roman, skoro to wszystko i tak zmierza w tym kierunku, proponuję, abyśmy oszczędzili sobie dalszego teatru. Od razu mianujmy Grześka członkiem rady. Kończmy ten cyrk!
Po jego słowach przy stole zapanował chaos. Niektórzy zebrani wymieniali zaniepokojone spojrzenia, a Majka nagle zastygła. Roman, próbując zachować pozory spokoju, szepnął groźnie. — Myślę, że to trochę wcześnie...
— A niby dlaczego? — spytał Dawid nie dając za wygraną. — Jest tu już od miesiąca. Uczestniczył w Festiwalu Życia, walczył za nasz zamek czy tam za siebie i co najważniejsze, wydaje się, że ma bardzo „bliskie” stosunki z Majką. Pewnie, którejś nocy już się z nim wszystkim podzieliła, a my robimy z siebie idiotów…
Zanim mężczyzna zdążył dokończy, miecz Łukiego błyskawicznie znalazł się przy jego gardle. — Odszczekaj to, sukinsynu.
Dawid, nie tracąc zimnej krwi, chwycił ostrze gołą dłonią, patrząc wyzywająco na Łukiego. — Nie odszczekam niczego co jest prawdą. Spotykają się po nocach, już od Festiwalu Życia. Więc pytam jeszcze raz, po co ta cała farsa? Pewnie gość i tak już wie wszystko…
Roman rzucił na Majkę surowe spojrzenie, na co ona wyszeptała tylko — Nie wie...
Wtedy Łuki, blady jak ściana, schował miecz z powrotem do pochwy, patrząc przy tym na Grześka spojrzeniem pełnym niewypowiedzianej nienawiści. — Wiesz co, Roman? — zwrócił się po chwili do starszego zamku. — Chyba Dawid ma rację. Skoro Grzesiek i tak ‘wgłębił się’ w naszą społeczność, nie ma sensu tego odkładać. Jestem za tym, aby przyjąć go od razu do rady.
— Ja również... — dodała Karolina, przyglądając się wyzywająco Romanowi. — Skorzystał już z naszych przywilejów aż nadto. Teraz czas na podjęcie „pewnych” obowiązków.
Roman i Grzesiek popatrzyli na siebie, równie zaskoczeni. Obaj przemierzali wzrokiem twarze członków rady, gdzie zapanowała kompletna konsternacja. Dla Grześka było szokiem, że ci, którzy wydawali mu się wcześniej przeciwni, teraz jako pierwsi wnioskowali o jego awans. Dlaczego? Po co? Jakie mieli w tym interesy? Spojrzenie na przerażoną Majkę tylko pogłębiło jego niepewność, zwłaszcza, że dziewczyna już po chwili krzyknęła. — Jestem przeciwna!
— Ja również mam wątpliwości... — dodał Michał, a Roman potrząsnął głową.
— Nie rozpoczynałem nawet głosowania w tej kwestii. Uszanujmy jakąś kolejność! Grzesiek dopiero co został członkiem naszej społeczności. Nie może od razu wejść do rady.
Dawid prychnął z pogardą. — Dlaczego nie? Ja dostałem ‘przywilej’ niemal od razu.
— Nie możemy porównywać waszych sytuacji! — zaprotestował Roman, ale dyskusja przy stole trwała, choć oficjalne głosowanie nie zostało ogłoszone.
Opinie podczas tej burzliwej debaty były wyraźnie podzielone. Wszyscy oprócz Majki, Łukiego i Dawida, szeptali między sobą zawzięcie, aż w końcu Bartek, przedstawiciel cechu kowalskiego, zdecydowanie wypowiedział się za włączeniem Grześka do grona wtajemniczonych. — Roman, potrzebujemy więcej osób, które znają nasze tajemnice! — argumentował. — Jesteśmy nieliczni, a sytuacja natychmiast wymaga od nas zwiększenia sił! Czy nie taki był zamysł ratowania go od początku? Sam mówiłeś, że to materiał na jednego z nas…
Roman wyglądał na zmieszanego. Kropelki potu pojawiły się na jego czole, a jego wzrok, błądzący gdzieś w przestrzeni, świadczył o burzy myśli, jaka szalała w jego głowie. — Obawiam się, że Grzesiek może jeszcze nie być mentalnie gotowy, aby udźwignąć taki ciężar — wyraził swoje obawy.
Dawid, z ironią w głosie, wtrącił natychmiast swoje trzy grosze. — Chyba to już zależy od Majki, czy go odpowiednio zmotywowała…
Jego słowa wywoły gwałtowną reakcję Łukiego, który zacisnął pięści z taką siłą, że stół pod jego rękami zaskrzypiał. — Dość tego! — zawołał chłopak, nie zważając na obiekcje Romana. — Głosujmy, teraz! JESTEM ZA!
Spojrzenia członków rady skierowały się w stronę starszego, a następnie kilka osób, w tym Dawid i Karolina, podniosło ręce. Głosy w tym wypadku były dużo bardziej zróżnicowane, ale finalnie rozłożyły się równomiernie, co wyraźnie uspokoiło Romana. — Dobrze, chcieliście głosowania, proszę bardzo — rzucił, z widocznym niezadowoleniem. — Skoro wynik jest niejednoznaczny, zgodnie z naszymi zasadami, to ja podejmę decyzję. Uszanujmy przynajmniej to! — dodał, rzucając surowe spojrzenie w stronę Łukiego. — Grzesiek zostaje przyjęty do rady, ale na razie w zawieszeniu. Majka, masz miesiąc, aby przygotować go do nowej roli. Potem albo zaakceptuje pełnie obowiązków, albo opuści zamek. Pamiętaj, że po wyjawieniu mu sekretów naszej twierdzy, nie ma drogi odwrotu. Więc dobrze zastanów się, co mu powiesz! — zakończył, a dziewczyna, wyraźnie zaniepokojona, skinęła głową.
Po tej twardej przemowie, Roman ogłosił koniec zebrania. Członkowie rady zaczęli opuszczać stół jeden po drugim, pozostawiając za sobą ciężką atmosferę niezgody. W centrum tego wszystkiego pozostała tylko mała grupka: Sam Roman, Karolina oraz Majka, na którą czekała wyraźna reprymenda.
Grzesiek, chciał podejść do dziewczyny, żeby spróbować ją jakoś wesprzeć, lecz na jego drodze stanął Łuki. — Powodzenia... — wysyczał z wyraźną nienawiścią. — Mam nadzieję, że nie sprawisz rozczarowania „naszej” Majce. — Po tych słowach, odchodząc, uderzył Grześka barkiem, jakby chciał dać mu do zrozumienia, że od dzisiaj stali się wrogami.
Grzesiek, postanowił nie reagować na prowokację i podszedł do trójki, stojącej przy stole.
Roman, dostrzegając go, ucichł natychmiast wyraźnie zmieszany. — Wiem, co cię trapi, ale nie musisz się martwić! — oznajmił, nim Grzesiek zdążył o cokolwiek spytać.— Nie mam do was żadnych pretensji o ten związek i nie wpływa on na decyzję, która już zapadła. Możesz mi wierzyć lub nie, ale sam kiedyś byłem młody i zakochany. Chciałem tylko przypomnieć naszej wojowniczce o ciężarze obowiązku, który na niej spoczywa. — wyjaśnił, ale dostrzegając niepewność malującą się na twarzy Grześka, dodał już naprawdę spokojny głosem. — Oddam ci ją dosłownie, za chwileczkę. Proszę poczekaj teraz, w już mogę tak powiedzieć, „waszym” namiocie.
Grzesiek wahał się czy na pewno powinien odejść, ale Majka posłała mu niepewny uśmiech i mrugnęła, jakby chciała w ten sposób dać znak, że wszystko będzie dobrze. Nie chcąc więc nastręczać jej więcej problemów, oddalił się w stronę namiotu, ale nie uspokoił przy tym nawet odrobinę. Przemierzając dziedziniec, pod ciężarem wielu nieprzychylnych spojrzeń mieszkańców, rozważał różne pytania, które kłębiły się w jego głowie.
— Co za dziwna sytuacja — odezwał się nagle Pierwszy.
— Słyszałeś całą rozmowę? — wyszeptał Grzesiek, nieco zaskoczony nagłym pojawianiem się kompana.
Przez ostatni tydzień milczenia, zdążył już mocno odzwyczaić się od tych jego nagłych wtrąceń.
— Tak, od momentu, kiedy Łukasz zaatakował tamtego człowieka. — przyznał Pierwszy. —Twoje zdenerwowanie było tak silne, że czułem się, jakbym stał tuż obok ciebie…
Z ulgą docierając do namiotu, Grzesiek szybko się w nim zaszył, by móc swobodnie porozmawiać z przyjacielem. — Nie mogę tego pojąć! — stwierdził, wyraźnie poruszony, gdy zajął już miejsce na materacu. — To się w ogóle nie trzyma kupy? Dlaczego osoby, które nie chciały mnie nawet jako mieszkańca zamku, nagle postanowiły wyjąć mnie z okna życia?
— To Majka powinna nam wyjaśnić — stwierdził Pierwszy. — Ale jeśli mam snuć domysły, to zapewne czekają na ciebie jakieś niełatwe zadania. Być może twoi obecni przeciwnicy liczą, że sobie nie poradzisz i sam zrezygnujesz...
Grzesiek na moment pogrążył się w myślach. Dotychczas nie przyszło mu do głowy, że mógłby czegoś się tutaj obawiać. Jednak po tym, jak ujrzał prawdziwe oblicze relacji między mieszkańcami zamku, a członkami rady, jego niepokój wzrósł. — Co myślisz? Z czym to może być związane? — zapytał.
Pierwszy zamyślił się, po czym przedstawił swoją teorię. — hmm... Przywódcy często muszą podejmować trudne decyzje, które mogą nie cieszyć się popularnością, ale są kluczowe dla przetrwania społeczności. Myślę, że dużym wyzwaniem tutaj jest dystrybucja zapasów. Łatwo zauważyć, kto dostaje ich najwięcej. Widziałeś jak wygląda Łukasz? Sam najlepiej też wiesz jak wygląda Majka… To nie są osoby na skromnej diecie. Możliwe, że to co najlepsze dysponowane jest wśród rady, a reszta żyje na ochłapach. To pierwsze co przyszło mi do głowy, po tym zebraniu.
Przemyślenia Pierwszego zmusiły Grześka, do głębszego zastanowienia nad sytuacją jaka tu panowała. Przez pomoc i życzliwość, jakiej doświadczył od większości członków rady, nigdy nie przyszło mu do głowy, że mogą oni również kierować się własnymi, nie do końca altruistycznymi, interesami. Z drugiej strony ufał Majce, a przynajmniej chciał ufać. Nie potrafił uwierzyć, że mogła ona być kimś o nieszczerych motywach. — Wszystko mi się plącze — wyznał. — Myślisz, że oni mogą być… No nie wiem jak to cholera ująć? Źli?
— Pojęcie „złego” jest bardzo względne! — zauważył Pierwszy. — Pamiętaj, że dla Defektu i Dix byłem przez długi czas najgorszym, co chodziło po ziemi. Daniel dla członków Armii był prawie bogiem i to z kategorii tych dobrych i opiekuńczych, natomiast dla weteranów był właściwie wcieleniem apokalipsy. — opisał dosadniej, dodając po chwili coś niespodziewanego. — Ja rozumiem ich potencjalne motywy. — stwierdził pewnie, czym mocno zaskoczył Grześka. — Ci, którzy stają do walki z potworami i Białym Sercem, otrzymują więcej, aby mieli siłę przetrwać. Jednak z perspektywy osoby, która żyje w tym systemie, taka nierówność zaczyna wydawać się niesprawiedliwa i być może właśnie zła. Pamiętaj, że urodziliśmy się społeczeństwie, gdzie od najmłodszych lat wpajano nam zasady sprawiedliwości i równości pośród ludzi. Nawet po Błysku, te idee wciąż mocno w nas żyją i gdy bezpośrednie zagrożenie mija, chcielibyśmy znowu być traktowani równo. A przecież świat dookoła nie zmienia się na lepsze i co gorsza nawet przed Błyskiem, nigdy nie był sprawiedliwy. To największe socjologiczne kłamstwo…
Grzesiek westchnął, uznając, że po słowach Pierwszego czuł się jeszcze bardziej zagubiony. — Zdążyłem już zapomnieć jaki z ciebie foliaż…— skomentował, kiedy nagle do jego uszu dobiegł zbliżający się odgłos pośpiesznych kroków.
Nie minęła nawet chwila, a Majka odsłoniła wejścia świecąc do środka latarką. Dziewczyna wyglądała na lekko zdenerwowaną, lecz jej twarz rozjaśniła się na widok Grześka. Niemal natychmiast rzuciła mu się na szyję, prawie przewracając na materac. — Jezu, jak dobrze, że to już za nami... — mruknęła mu do ucha. — Tylko trochę niezręcznie wyszło z Łukim— dodała, siadając obok Grześka, a jej nogi natychmiast wylądowały na jego kolanach. — Chciałam być z nim szczera i powiedzieć mu o nas, zanim wszystko by wyszło na jaw... Pieprzony Dawid, jak zawsze musiał wszystko zepsuć…
— To nie sam Łuki najbardziej mnie martwi... — przyznał Grzesiek, nieświadomie bawiąc się sznurówkami na butach Majki. — Możemy porozmawiać o tym, co tak naprawdę dzisiaj się wydarzyło?
Mina dziewczyny zrobiła się o wiele mniej pewna, ale przytaknęła. — Jasne, wiesz przecież, że... Odpowiem na każde twoje pytanie…
Jej głos delikatnie drżał, ale Grzesiek postanowił nie zwracać na to uwagi i zadał pytanie, które najbardziej go nurtowało. — Dobra to jak to jest z tą radą i mieszkańcami? Bo mam wrażenie, że przez ten miesiąc trzymaliście mnie w jakiejś bańce. Łuki prawie przeciął gościa na pół i nawet nie mrugnął…
Majka zebrała myśli, przyglądając się Grześkowi z niepewnością w oczach. — Wiesz, nikt nie zaczyna od opowiadania o najgorszych momentach swojej wspólnoty — zaczęła, próbując przymilnym uśmiechem nieco złagodzić napięcie. — Nie powinieneś się więc dziwić, że nie rzuciliśmy ci od początku w twarz problemami jakie tu mamy… Zwłaszcza, odkąd chcieliśmy… odkąd ja chciałam, cię przekonać, żebyś został. Nie wiem czy powinnam to przyznać, ale bardzo szybko stałam się twoja i miałam nadzieję, że ty też będziesz chociaż trochę mój…
Grzesiek poczuł jak policzki robią mu się czerwone, gdy usłyszał to wyznanie. — Majka, ja nigdy nie byłem niczyj bardziej, ale mam wrażenie, że zaczęło mi nagle grozić ogromne niebezpieczeństwo. Kocham cię, ale oszaleje jak nie dowiem się o co w tym wszystkim chodzi. I nawet kolejny seks, odsunie moją ciekawość na co najwyżej pół godziny. Może do godziny…
Majka zaśmiała się słysząc jego żart i wyraźnie nie co odetchnęła, widząc, że nie ma do niej pretensji. — Dobrze, wyjaśnię ci wszystko — zaczęła, a Grzesiek nadstawiając uszu zaczął dla zabawy ściągać jej buty. — Nasz zamek został zbudowany na ideałach pomocy i współpracy. — stwierdziła dumnie dziewczyna. — Roman i cała rada naprawdę pragnęli czynić to co słuszne i pomagać ludziom, którzy trafili do tego świata. Jednak problem polegał na tym, że nie każdy, kogo przyjmowaliśmy do wspólnoty, był tego przyjęcia wart. Niegdyś otwieraliśmy nasze bramy dla każdego proszącego o schronienie, co doprowadziło do tego, że liczba mieszkańców zamku rozrosła się niewyobrażalnie. Stanęliśmy w obliczu ogromnego problemu z zapewnieniem żywności, a na domiar złego, wielu z nowo przybyłych nawet nie próbowało nam pomagać. Cholerne pasożyty, jak tylko poczuły się pewniej, to wyciągali tylko ręce. Naprawdę rzadko trafiał się ktoś, gotowy by zrobić coś pożytecznego. — skwitowała z goryczą. — Jakby tego było mało, dwa lata temu doświadczyliśmy najgorszego sezonu Festiwali Życia. Odnawiały się tylko prywatne domy, sklepy z ubraniami... nic, co by pomogło nam uzupełnić zapasy. — Grzesiek wsłuchiwał się w słowa Majki ze skupieniem, głaszcząc ją po nodze, aby dodać jej otuchy, a przy okazji zaczął już maltretować wolną ręką sznurówki drugiego buta. Dziewczyna, nie zwracając na jego zachowanie uwagi, kontynuowała. — Gdy tylko zaczęło brakować jedzenia, pojawiały się, kradzieże, a potem walki między mieszkańcami. Jedność zamku zaczęła się rozpadać. Jedynie rada nadal próbowała trzymać się razem. Gdy jedzenie całkowicie się skończyło, reszta mieszkańców zaczęła obracać się do nas wrogo. Naszą jedność, postrzegali jako znak, że ukrywamy przed nimi zapasy. Skłócony tłum błyskawicznie zjednoczył się przeciwko nam. Zamknęliśmy się w jednej z wież i broniliśmy tam przez kilka dni, ale ostatecznie nawet wrota padły. Wściekła banda zaganiała nas na szczyt, a my broniliśmy się tak zaciekle, jak tylko potrafiliśmy. Walczyliśmy, przecież o życie…— dodała z goryczą. — Podczas tych walk zginęło dziewięciu członków rady i około pięćdziesięciu osób z zamku. Co gorsza, kiedy ludzie wdarli się do wieży, okazało się, że nie ukrywaliśmy żadnej żywności. Głodowaliśmy tak samo jak oni! Większość buntowników się załamała i nie chciała dalej walczyć. Wówczas podpisaliśmy pewien rodzaj rozejmu. Zobowiązaliśmy się jako rada zapewnić wyżywienie zamku i nie dopuścić, by głód powrócił, a mieszkańcy zobowiązali się do rozliczenia z prowodotyrowami buntu. — opisała, spoglądając ponuro na Grześka. — Potem wszyscy członkowie rady podjęli ogromny wysiłek, by wyżywić zamek. Wydarliśmy z miasta wszystko, co nadawało się do jedzenia, i zaczęliśmy gotować zupy. Mieszkańcy wygnali prowodyrów buntu, i chociaż zabrzmi to okropnie, w połączeniu z ofiarami udało nam zmniejszyć liczbę ludności do takiej, przy której jesteśmy w stanie przetrwać. Jednak zaufanie między mieszkańcami, a radą nigdy już nie wróciło do stanu pierwotnego. Ciągle, szerzą się pogłoski, że broniliśmy się tak długo, bo tak naprawdę mieliśmy jeszcze jedzenie. Im więcej czasu mija od tej tragedii, tym pogłosek szerzy się więcej. No i oczywiście praktycznie nikomu nie pozwalamy już zostać na stałe. Wieść o twoim przyjęciu do naszej wspólnoty, została wśród mieszkańców bardzo źle odebrane. Wszyscy myślą, że Roman i reszta znowu zmiękli i zaczęli stawiać pomaganie innym, nad przetrwanie zamku.
Grzesiek, który w trakcie opowieści zdążył zdjąć Majce obydwa buty i teraz, nieświadomie, i powoli pozbawiał ją również skarpetek, odetchnął z ulgą. Opowieść dziewczyny była mroczna i przygnębiająca, lecz w porównaniu do standardów Nowego Świata, nie była nawet w połowie tak zła, jak mogłaby się wydawać. — Rozumiem... — podsumował. — Widziałem wiele społeczności i mogę powiedzieć, że nie jesteście wyjątkiem. Martwy Świat jest pełen podobnych historii, a to i tak cud, że nadal trzymacie się razem...
— Grzesiek! — przerwała mu Majka. — To nie tak, że chcemy ich tutaj zatrzymywać! Po tym, co się stało dwa lata temu, najchętniej pozbylibyśmy się większości mieszkańców, ale jak? Jest im tu za dobrze, więc sami nie odejdą. Jeśli przestaniemy ich karmić, wybuchnie kolejny bunt. A jeśli spróbujemy wyrzucić ich siłą, to spotka nas to samo. Dojdzie do walki, a ludzie znów ucierpią...
Grzesiek uśmiechnął się ironicznie pod nosem. — Teraz rozumiem ostre słowa Karoliny i, w zasadzie, Romana skierowane do tłumu. No i dlaczego Łuki zareagował tak, jak bym się po nim spodziewał... — zauważając jednak, że Majka spochmurniała, postanowił nieco rozluźnić atmosferę przed kontynuacją rozmowy. — Nie bierzesz jednak pod uwagę jednego...
— Czego? — spytała z ponurą miną dziewczyna.
— Tego... — powiedział Grzesiek, po czym ugryzł ją w palec u nogi.
Majka krzyknęła, ale jej ponury nastrój momentalnie się rozwiał. — Ty gadzie! — wykrzyknęła i, śmiejąc się, wyrwała nogę, po czym rzuciła się w jego stronę.
Para walczyła przez chwilę, turlając się po materacu, lecz ostatecznie to Majka okazała się silniejsza. Przygwożdżając Grześka do ziemi, wgryzła się w jego bark, nie szczędząc siły i zębów. — Au! Poddaję się! Poddaję się! BARDZO się poddaję! — zawołał, na co Majka jeszcze chwilę go męczyła, zanim w końcu odpuściła i usiadła z powrotem na materacu.
— Chcesz wody? — zapytała dysząc, lecz Grzesiek pokręcił głową.
— Nie, ale skoro już jesteśmy przy zwierzeniach, chcę wiedzieć coś jeszcze... — stwierdził, dodając po chwili. — Najpierw jednak oddaj stopę...
Dziewczyna spojrzała na niego wymownie. — Chyba śnisz!
— Nie! — zaprotestował Grzesiek. — To stopa zaufania! Wiedząc, że mogę ją ugryźć i dając mi ją, pokazujesz, że między nami buduje się zaufanie.
Majka ledwo powstrzymała śmiech, ale ostatecznie podała mu stopę, wykonując przy tym majestatyczny gest. — Proszę, ale jeśli choć spróbujesz ją jeszcze raz dziabnąć, to wybiję ci te śliczne zęby...
Grzesiek zaśmiał się i głaszcząc dziewczynę po nodze, spytał — Dlaczego Łuki chciał mnie w radzie, skoro obecnie jestem jego wrogiem numer jeden? Czy macie jakąś śmiertelnie niebezpieczną inicjację?
W tym momencie Majka opuściła głowę, a Grzesiek poczuł, że to, co usłyszał wcześniej, było niczym w porównaniu do tego, co usłyszy teraz. — Odejście z rady karane jest śmiercią... — wyszeptała.
— Co? — wtrącił zaskoczony Grzesiek, a dziewczyna westchnęła.
— Po wielkim głodzie Roman stwierdził, że kluczem do naszego przetrwania jest utrzymanie jedności rady. — wyjaśniła. — Dlatego wspólnie zdecydowaliśmy, że każdy, kto spróbuje nas opuścić, jest zdrajcą i zostanie zabity...
— Ale to tylko metaforycznie! — przerwał Grzesiek. — Czyli generalnie obowiązuje taka zasada, ale nikogo jeszcze nie zabiliście, prawda? To rodzaj przysięgi wierności?
Majka spojrzała na niego znacząco, a on zdał sobie sprawę, że odpowiedź nie była taka, jakiej się spodziewał. — Trzymać się razem łatwo, gdy wszystko idzie po twojej myśli. Od kiedy dowiedzieliśmy się, że opuszczenie granic miasta nie oznacza śmierci, a jedynie przeniesienie w inne miejsce, perspektywa ucieczki stała się kusząca. Zwłaszcza gdy na zamku robi się słabo...
— Ilu? — spytał Grzesiek, a Majka ponownie spochmurniała.
— Nie chcę o tym mówić, ale to nie jest tylko symboliczna zasada...
Grzesiek, dostrzegając minę dziewczyny, uznał, że nie potrzebuje tej wiedzy na tyle, aby psuć jej nastrój. — Dobra, zostawmy to... — stwierdził. — Łuki pewnie liczył, że kiedy dowiem się o tej zasadzie, to nie zaryzykuję i opuszczę zamek. Nie docenił jednak, jak bardzo mi przy tobie dobrze. Zostałbym tutaj nawet bez potrzeby grożenia mi śmiercią... — Majka spojrzała na niego wyraźnie ucieszona, choć jej zaciśnięte usta zdradzały, że to nie koniec problemów. — Czy powinienem wiedzieć o czymś jeszcze? Chcesz powiedzieć mi coś o tych „sekretach rady”?
Dziewczyna westchnęła. — Chcę być z tobą szczera... — zaczęła. — Nawet jeśli Roman uważa, że to za wcześnie… Nie mogę od razu wyjawić wszystkiego, ale chcę, abyś zrozumiał, o jak poważnych tajemnicach mówimy. Tylko obiecaj, że po tym, co powiem, zaufasz mi i dasz czas, abym mogła przygotować cię na wszystko. Obiecujesz? — spytała.
— Obiecuję... — odparł Grzesiek.
— Na stopę zaufania? — dopytała dziewczyna, już nieco spokojniejsza.
— Na stopę zaufania. — potwierdził Grzesiek i ponownie ugryzł dziewczynę w palec, choć tym razem zrobił to delikatniej.
Majka przyjęła to z teatralną godnością. — Dobrze, więc wyobraź sobie sytuację, gdy wiesz o osobie, która sprzeciwia się radzie. Nie o kimś takim jak Igor, który otwarcie wyraża swoje niezadowolenie, czy Wróbel, rzucający kamieniami w członków rady. Mówię o kimś dużo bardziej przebiegłym, kto ukrywa swoje zamiary, ale zagraża porządkowi na zamku. Mimo starań, nie znajdujesz przeciwko niemu żadnych dowodów, więc nie możesz go otwarcie oskarżyć, ale wiesz, że knuje coś złego. W związku z tym pewnego dnia "pomagasz szczęściu", i mężczyzna umiera...
Grzesiek syknął. — Okej, rozumiem... O takich tajemnicach mówimy, jeśli chodzi o radę. Dobrze zgodnie z obietnicą, nie pytam o nic więcej. Będę cierpliwie czekał, aż uznasz, że jestem gotowy usłyszeć resztę…
— Dziękuję... — szepnęła Majka. — Możemy więc teraz wreszcie...
— Ale teraz chciałbym coś powiedzieć... — wtrącił Grzesiek, czując, jak serce podchodzi mu do gardła. — Mam tajemnicę, która strasznie mi ciąży i chciałbym, żebyś ją poznała. Mam nadzieję, że po tym, co powiem, nie... no nie wiem... nie uznasz mnie za szaleńca? Nie przestraszysz się? Boże, nawet nie jestem w stanie przewidzieć, jak bardzo źle możesz zareagować…
Majka usiadła, odbierając Grześkowi nogę, i położyła swoją dłoń na jego kolanie. — Hej... — szepnęła. — Kocham cię, wiesz? Dlatego proszę... Zaufaj mi...
— Dobrze... — stwierdził Grzesiek, przełykając ślinę.
W tym momencie w jego głowie odezwał się Pierwszy. — Będzie dobrze! To widać po jej twarzy. — zapewnił.
Nie zwlekając dłużej, Grzesiek zaczął opowieść, która zaczęła się pewnego dnia w pewnym sklepie, gdzie dwóch mężczyzn spotkało się w pustym Krańcowie...
***
...i od tamtej pory, można by powiedzieć, jesteśmy dwiema osobami w jednym ciele. — podsumował Grzesiek, po czym dodał: — To znaczy, on jest trochę w tyle, bo ja kontroluję ciało i wszystko dookoła. Czasami ze sobą rozmawiamy, czasami coś podpowie... Ogólnie to całkiem przyjemny współlokator, niezbyt uciążliwy.
Majka, która od początku uważnie słuchała historii, szczególnie od momentu wspomnienia o lokomotywie, teraz wyglądała na zdezorientowaną. Obserwując jej twarz, Grzesiek przeczuwał, że dziewczyna może mieć trudności z przyswojeniem tego, co usłyszała.
— Okej... — wyszeptała w końcu. — Więc wierzysz, że w twojej głowie mieszka duch zmarłego przyjaciela? — spytała. — I czasem z nim rozmawiasz... — dodała, starając się nadać temu sens. — To nie jest takie dziwne. Sama czasem mam wrażenie, że rozmawiam z Eweliną. To chyba sposób, w jaki próbujemy poradzić sobie ze stratą...
Grzesiek zdawał sobie sprawę, że jego słowa mogą zostać zinterpretowane w taki właśnie sposób. Majka była zbyt emocjonalnie związana z ich relacją, aby otwarcie nazwać go szalonym, ale jednocześnie delikatnie sugerowała, że to, co przeżywa, może nie być realne.
— Czy mógłbyś jej to jakoś udowodnić? — zastanawiał się Grzesiek w myślach. — Naprawdę nie chciałbym, by uznała mnie za niespełna rozumu...
Pierwszy zaczął intensywnie myśleć, co Grzesiek od razu poczuł jako ucisk w głowie. — Spróbuję... — odpowiedział. — Ale potrzebuję twojej pomocy. Trochę strachu byłoby najlepszym paliwem...
— Dobrze. — powiedział Grzesiek, zwracając się do Majki. — Postaramy ci się udowodnić, że nie kłamię, ale to może nie być proste. Daj mi chwilę, abym mógł się skoncentrować.
Dziewczyna kiwnęła głową i odsunęła się dając mu przestrzeń, przy okazji, obserwując uważnie. Niestety po jej wyrazie twarzy widać było mocny sceptycyzm co do powodzenia tego eksperymentu. Grzesiek zamknął oczy i spróbował skoncentrować się na wszystkim, co mogłoby w tym momencie stanowić dla niego zagrożenie. Jednak w ciepłym namiocie, obok ukochanej osoby, nawet potencjalne niebezpieczeństwo ze strony Eremefa, wydawało się po prostu odległe. Dlatego, zamiast bezskutecznie próbować się przestraszyć, spróbował jak najbardziej zepsuć sobie nastrój. Może nie było to idealnym źródłem dla Pierwotnej Woli Pierwszego, ale zdecydowanie łatwiejszym do osiągnięcia stanem. Gdy tylko pomyślał o tym jak wiele może stracić w oczach Majki, jeśli ten pokaz nie wypali, poczuł się po prostu zgnębiony.
Nagle w namiocie stało się znacznie ciemniej, jakby lampa, która do tej pory oświetlała wnętrze, zaczęła tracić swoją moc. Przestrzeń wypełnił niezidentyfikowany dźwięk, mieszający w sobie szept i echo odległego wiatru, co sprawiło, że Majka instynktownie przysunęła się bliżej Grześka.
Z głębi ciemności, jakby rodząc się z samej esencji mroku, pojawił się Pierwszy. Jego postać, która materializowała się w głębi, była niekompletna – ręce i tors zdawały się rozpływać w otchłani, a z pod jego zamaskowanej twarzy sączyła się krew. — Cześć... — wyszeptał głosem pełnym bólu.
Majka, patrząc na niego, miała minę, jakby śniła. Z jakiegoś powodu wyciągnęła dłoń, być może próbując zweryfikować, czy postać jest rzeczywista, ale zanim zdążyła dotknąć, Pierwszy zniknął. Tam gdzie mężczyzna wisiał jeszcze przed chwilą, na materacu pozostały ślady krwi.
— Boże... — wyszeptała Majka. — On naprawdę istnieje... On... jest... — W tym momencie spojrzała Grześkowi głęboko w oczy, jakby bała się, że przed sobą zobaczy kogoś obcego. — Nie wiem, co mam powiedzieć...
Grzesiek miał jasność, co chciałby w tej chwili usłyszeć. — Że to nic nie zmienia... Że między nami wszystko pozostaje takie samo?
Majka, patrząc mu w oczy, nieoczekiwanie zbliżyła się i pocałowała go. — Oczywiście, że to nic nie zmienia, głupko. — zadeklarowała. — Nie ma znaczenia, ile osób nosisz w sobie, ważne, że wciąż jesteś sobą...
Grzesiek przytulił dziewczynę, czując ulgę. — Cieszę się, że to powiedziałaś. Naprawdę...
— Czy jest… Czy jest jakiś sposób, by mu pomóc? — wydukła dziewczyna, wciąż mocno roztrzęsiona.
— Miałem nadzieję, że odpowiedź znajdziemy w Nowym Dworze. — przyznał Grzesiek. — Ale to była raczej próżna nadzieja. Może rozwiązanie znajdzie się tutaj? Z taką ilością anomalii i gości z innych wymiarów, nie tracę nadziei.

Aleeee się dziejeeeeee! W ogóle przez chwilę miałem wrażenie, że oni na tym Zamku jedzą ludzi czy coś :). Tu jakaś większa tajemnica jest skrywana. Nie mogę się doczekać kolejnej części!
Noooo! I znowu koniec? I znowu czekać!?
No ładnie się akcja rozwija :)
Chyba muszę pójść na odwyk, bo jak kończę czytać to jest mi strasznie smutno, że nie ma następnego rozdziału.
Może jak poczekam miesiąc to będzie więcej do czytania.
PS. Chciałbym zaproponować kilka terminów na spotkanie (nie ważne co mówił Jarek o ilości osób)
Proponuję 14.09.2024, 21.09.2024 28.09.2024 Luźna propozycja, podpowiedzcie proszę gdzie/jak zrobić taką ankietę.
Zróbmy coś wreszcie!
No no, karty na stół. Muszę przyznać, że nie spodziewałem się tego ze strony Grześka tak szybko. Faktycznie chyba przejął trochę cech od Pierwszego.. albo to ta miłość ;)
Niemniej akcja nabiera konkretnego tempa, teraz tylko czekać na wulkan, trzęsienie ziemi albo asteroidę ;)
Swoją drogą ciekawe czy Martwy Świat ma też jakąś orbitę :)