Pliki zawierają prolog, oraz obydwa rozdziały, żeby nie trzeba było pobierać każdego osobno.
Większość mieszkańców Zatorza już dawno pogrążyła się w głębokim śnie. Cisza, która zalegała na opustoszałych ulicach, zdawała się być tak gęsta i nieprzenikniona, że nawet krzyk uciekającego przed Delimerem, nie byłby w stanie się przez nią przebić. Tej nocy, podobnie jak zresztą kilka razy w tym tygodniu, główny transformator osiedla uległ awarii. Skutkiem tego całe Zatorze znalazło się w objęciach ciemności, a strażników Zwrotnicy czekała pełna napięcia warta.
Drugiemu, który podążał w tym mroku, towarzyszyła jedynie jego latarka. Rzucane przez nią światło, blade i drżące, ujawniało zaledwie kilka metrów przed nim, podczas gdy za jego plecami zamykała się błyskawicznie nieprzenikniona czerń. Jak na te sytuacje, wydawał się być wyjątkowo spokojny. Bez wahania minął zamieszkałą część Zwrotnicy i skierował się w stronę wiaduktu biegnącego nad torami. Gdy tylko dotarł do mostu, wspiął się zręcznie na jego podbudówkę i rozsiadł na lodowatym betonie.
Odkładając latarkę obok siebie, wyjął z plecaka sześciopak piwa. Wyblakłe i zniszczone opakowanie świadczyło o tym, że puszki te spędziły zbyt wiele czasu w opuszczonej piwnicy albo zawilgoconym budynku. To jednak w żaden sposób nie zniechęciło mężczyzny przed ich wykorzystaniem. – No to zaczynamy... – westchnął ciężko, wyciągając jedno z piw. Prawie niesłyszalne psyknięcie gazu rozniosło się pod mostem, rozpoczynając jego prywatną ceremonię.
Przez prawie pół godziny siedział w milczeniu, zapatrzony w otaczającą go ciemność i pogrążony we własnych myślach. Czas odmierzały mu w tym momencie, jedynie kolejne opróżniane puszki. Był już w połowie ostatniej czując zarazem, że jego stan mocno się pogorszył. Czuł się przytępiony alkocholem, jednakże nie tak bardzo żeby nie spostrzec tuż obok siebie nieznacznego ruchu. Niczym upiór z horroru, na podbudówce bezszelestnie pojawił się Pierwszy.
Spoglądając na swoje ręce, jakby nie widział ich od dawna, mężczyzna otetchnął ciężko. – Skoro praktycznie się zmaterializowałem, nie mam wątpliwości, że musisz być w naprawdę podłym nastroju... – stwierdził, koncentrując wzrok na Drugim. – Co tak cię przygnębiło?
Ten odparł po chwili, głosem lekko przeżartym już od alkoholu. – Myślałem o matce. Mimo wszystkiego, co przeżyłem w tym dupnym świecie, to tylko ona potrafi mnie tak zdołować…
– Rozumiem – odpowiedział mu przybyły, wpatrujący się w otaczającą ich ciemność. – Ale skąd nagle taka potrzeba wspominana? Nie wydaje mi się, żebyś wcześniej zanurzał się w ponurych myślach, bez szczególnego powodu…
– Chciałem z tobą porozmawiać – wtrącił Drugi, skupiając swój wzrok na skrytej w mroku sylwetce. – Najbardziej twarzą w twarz, jak to tylko możliwe. Więc ona, plus trochę alkoholu, były najlepszym sposobem, żeby zanurzyć się w psychicznym dole... I ściągnąć cię tutaj...
– Tak naprawdę nigdzie mnie nie ściągasz – sprostował Pierwszy, odruchowo spoglądając ponownie na swoje dłonie z taką fascynacją, jakby próbował zrozumieć czym właściwie było teraz jego ciało. – Jestem tu przez cały czas…
Drugi, słysząc to, wykrzywił się ironicznie. – Ostatnio wydawało mi się, jakby w ogóle cię nie było. Zupełnie jakbyś znikał gdzieś w mojej podświadomości.
Mężczyzna, musiał usłyszeć w jego głosie oskarżycielski ton, bo nie odpowiedział od razu. Przymknął na chwilę oczy, jakby szukał dobrego wyjaśnienia swoich absencji. – Tutaj, w Zwrotnicy, masz życie, które na miarę Nowego Świata jest całkiem przyzwoite – zaczął w końcu tłumacząc. – Bezpieczne, spokojne. Ponieważ moja domena to smutek i strach, nie ma nic dziwnego w tym, że ostatnio rzadziej czujesz moją obecność.
To wyjaśnienie nie przekonało jednak Drugiego i by to podkreślić łypnął na Pierwszego z pode łba. – Bajerować to mogę ja, ładne dziewczyny, ale nie mnie! I to stary brzydki facet! – zawołał wyraźnie niezadowolony z odpowiedzi jaką dostał. – Po naszej pierwszej rozmowie przez Agatkę, odzywałeś się niezależnie od mojego humoru! Nie musiałem się zadręczać nad swoim losem, abyś zjawił się z złośliwym komentarzem, gdy tylko zerknąłem na jakiś fajny tyłek. Każdego dnia wymienialiśmy przynajmniej kilka zdań, a ostatnio to tylko cisza...
– Nie chcę ci przeszkadzać ani narzucać się na siłę – odparł spokojnie Pierwszy, ewidentnie próbując rozładować napięcie. – To nie jest normalne, by ktoś ciągle mówił do ciebie we własnej głowie. Nie chciałbym, abyś czuł się nieswojo, wiedząc, że ciągle cię obserwuję. Ale pamiętaj, że zawsze będę dostępny, gdy tylko będziesz mnie potrzebował. Zwłaszcza w gorsze dni…
– Byłbym zdecydowanie spokojniejszy, gdybyś jednak wrócił do złośliwych uwag – przyznał Drugi, ale to co usłyszał, z początku nieco go uspokoiło. Łapiąc kolejny łyk z prawie pustej puszki, pokręcił głową, wspominając o jednej rzeczy, która dręczyła go od dłuższego czasu. – Wiesz, że ostatnio przyszła mi do głowy taka głupia myśl, że podjąłeś jakąś dziwną próbę rozpłynięcia się w mojej podświadomości… – Pierwszy zastygł na moment po tych słowach, wpatrując się w otaczającą ich ciemność, a oczy Drugiego natychmiast się rozszerzyły. – Cholera jasna… Wiedziałem! Ty dokładnie to robisz.
– Nie rozumiem, o co ci chodzi... – zaprotestował Pierwszy, starając się ukryć swój niepokój, który jedna Drugi odczuwał tak wyraźnie, jakby należał do niego samego.
– Myślisz, że tego nie poczułem! – wybuchnął Grzesiek, ponownie rozgniewany. – Zapomniałeś, że dzielimy ten sam umysł? Kiedy wspomniałem o rozpływaniu się w podświadomości, czułem jak się zagotowałeś w środku.
Pierwszy milczał przez chwilę, mrużąc oczy, jakby wpatrywał się w coś niewidzialnego w ciemności, aż w końcu ciężko odetchnął. – Wątpię, żeby kiedykolwiek to w pełni mi się udało...
W tym momencie Drugi poczuł, jak przeszywa go zimny dreszcz. – Czyli przyznajesz, że próbowałeś! – zawołał wyraźnie wzburzony.– Czemu? Czemu w ogóle… Co ci do cholery ciężkiej strzeliło do tego durnego łba!
– Po prostu zauważyłem, jaki mam na ciebie wpływ – odparł Pierwszy niespodziewanie, agresywnie. – Od początku czułem, że to, co się stało, musi mieć swoje konsekwencje, i nie myliłem się. Słyszę twoje myśli, Grzesiek! Przez większość czasu je słyszę! Zauważyłem, że im częściej się odzywam, im bardziej moja świadomość ingeruje w twoją, tym bardziej zaczynam na ciebie wpływać... Destrukcyjnie.
– Co to niby ma znaczyć? – prychnął Drugi, z niedowierzaniem potrząsając głową.
– Że stajesz się podobny do mnie! – rzucił nagle Pierwszy. – A ostatnie, czego bym ci życzył, to bycie zarażonym moim sposobem myślenia. Dlatego postanowiłem ograniczyć nasze rozmowy do minimum...
– No tak! – wtrącił Drugi z irytacją. – Znowu to samo! Twoje nieustanne unikanie ludzi z byle powodu. Musisz wreszcie zrozumieć, że nie pozwoliłem ci na odcięcie się od świata, kiedy byłeś fizycznie, tak dosłownie obok, a na pewno nie pozwolę teraz, kiedy tkwisz w mojej głowie!
– Grzesiek, odpuść… – jęknął Pierwszy.
– Nie, słuchaj mnie! – zawołał Drugi stanowczo. – Zniosę ten depresyjny kac po naszej rozmowie – dodał z przekonaniem. – Uważasz się za eksperta od ludzkiej natury, ale nie widzisz, jak bardzo zaszkodziło mi twoje milczenie. Dlatego masz się odzywać spontanicznie! Albo przyzwyczajaj się, że co tydzień będę tu siadał i rozmyślał o matce, wyciągając cię z twojego cichego limbo, w którym próbujesz się zamknąć.
– DRUGI! – wrzasnął Pierwszy, teraz sam już wyraźnie nie panując nad swoimi nerwami. – Nie potrafisz zrozumieć, że robię to dla twojego dobra! Do jasnej cholery, ty przez mnie zginiesz!
Drugi tylko uśmiechnął się ironicznie. – Nie zepsujesz mi nastroju na tyle, abym rzucił się pod pociąg.
– Do ciebie naprawdę nic nie dociera! – wykrzyknął Pierwszy, głosem tak pełnym żalu, że Drugi aż zesztywniał. – Ja nie jestem dobrym świerszczem na ramieniu Pinokia! Jestem kornikiem, który wwierca mu się w głowę. Nie jestem gościem w twoim ciele, tylko cholernym pasożytem!
– O czym ty pieprzysz, człowieku! – zaperzył się Drugi.
Pierwszy zaczerpnął powietrza, by kontynuować, ale nagle zamilkł. Jakby w ostatniej chwili zrezygnował z dalszych tłumaczeń. Jednocześnie spuścił głowę, wpatrując się ponownie ciemność, a jego spojrzenie stało się zupełnie puste.
Drugi, zdając sobie sprawę, że więcej odpowiedzi nie uzyska, postanowił użyć ostatecznej broni. – SYLWAN! – zawołał, łamiąc w ten sposób największe tabu – wypowiadając na głos imię Pierwszego.
Mężczyzna aż wzdrygnął się na jego dźwięk i w końcu, z ciężkim westchnięciem, oznajmił. – Ja mam Pierwotną Wolę, ty nie…
– I co z tego? – ponaglał Grzesiek, licząc na bardziej konkretne informacje.
– To, że już raz przejąłem kontrolę nad twoim ciałem – wyjaśnił. – I z trudem ci ją z powrotem oddałem. Musisz zrozumieć, moja jaźń jest silniejsza niż twoja. Jeśli pozwolę jej się rozwijać, przejmę twoje ciało na stałe.
Po tych słowach Drugi zamilkł na dłuższą chwilę, zaskoczony tym, co usłyszał. W końcu jednak, jak zwykle w trudnych sytuacjach, a przy okazji wsparty przez alkohol, spróbował całą sytuacje zbagatelizować. – Ok, ok – powiedział, starając się zachować spokój. – W najgorszym razie zamienimy się rolami. Pierwszy powróci, a Drugi będzie miał urlop. Potem może kiedyś ja znowu przejmę kontrolę i…
– Dalej nie rozumiesz, Grzesiek – westchnął Pierwszy. – Nie masz Pierwotnej Woli. Jeśli ja przejmę kontrolę, nie będziesz miał szansy na odzyskanie jej. Nie jestem nawet pewien, czy zdołałbyś utrzymać się w ciele, nad którym ja sprawował bym władzę.
Teraz Drugiego ogarnął prawdziwy lęk, a zimny dreszcz przeszedł go po całym ciele. – Dlaczego wcześniej mi o tym nie powiedziałeś?
– Bo bałem się...że zaczniesz się bać – wyjaśnił pokrętnie Pierwszy. – A jak sam już raczyłeś wspomnieć, współdzielimy ten sam umysł. Strach przed śmiercią to czysta pożywka dla mojej Pierwotnej Woli. Gdybyś zaczął go odczuwać… Nawet mimo starań, ja, nie dałbym pewnie rady utrzymać tego w ryzach.
– Cholera... – odparł Drugi, dopijając resztkę piwa. – Teraz naprawdę zrobiłeś mi bałagan w głowie.
– Rozumiesz więc, że lepiej byłoby, gdybym po prostu zniknął – zaczął już dużo spokojniej, odwracając się jednak od Drugiego, jakby wstydził się sam siebie. – Zauważyłem nie tak dawno, że jak przez długi czas nie zwracam twojej uwagi, zapadam w coś jakby sen– wyjawił niespodziewanie. – Czasem nawet wydaje mi się, że są takie momenty, gdy twoje emocje nie mają na mnie wpływu. Dlatego próbuję się odciąć i...
– Musimy znaleźć sposób, by to naprawić – wtrącił Drugi bardziej do siebie, niż do Pierwszego.
Ten, czując, że po głowie Drugiego zaczyna chodzić masa pomysłów, odetchnął ciężko. – Daj spokój. Masz w Zwrotnicy nowy świeży start! Możesz tu prowadzić naprawdę przyjemne życie, tylko w końcu odpuść – przekonywał.
– Musimy wrócić do Nowego Dworu! – rzucił nagle, zupełnie ignorując monolog Pierwszego. – Psychoanimażer na pewno byłby w stanie nas rozdzielić…
Pierwszy spojrzał na Grześka z wściekłością. – Czy ty mnie w ogóle słuchasz? – wykrzyknął, podrywając się na równe nogi. – Twoje miejsce jest tutaj! – wskazał w stronę osiedla.
– Na jak długo? – spytał ironicznie. – Myślisz, że w Nowym Świecie nie pojawią się kolejne sytuacje, w których będę się bał o swoje życie? Albo może chcesz, żebym wegetował ze świadomością, tego, jak poświęcisz się dla mnie po raz kolejny? – dopytywał, aż nagle jego mina zrobiła się dużo bardziej zawzięta. – Wiesz co? Nie! Zmienimy to wszystko! Tu i teraz! To ja poświęcę się dla ciebie! Przejmuj moje ciało!
– Co? – spytał Pierwszy, całkiem zagubiony.
– Bierz je! Patrz już zaczynam się bać śmierci! – mówiąc to Grzesiek usiadł po turecku, a jego twarz zrobiła się cała czerwona.
Pierwszy spojrzał na niego z niedowierzaniem. – Co ty w ogóle wyprawiasz?
– Skupiam się na strachu! – oznajmił Grzesiek, nadymając jeszcze bardziej, a jego twarz zaczęła nabierać wyglądu dorodnego buraka.
– Wylewu dostaniesz, a nie zaczniesz się bać! – skwitował to, na co Drugi odpowiedział mu jak dziecko.
– No to umrzemy obaj!
Pierwszy złapał się za głowę, patrząc jak Grzesiek z każdą sekundą robi się co raz bardziej czerwony. Wreszcie mężczyzna, osiągnął punkt kulminacyjny swojej demonstracji, wybuchając głośnym i długim pierdnięciem, którego echo rozbrzmiało po okolicy.– Cholerne piwsko…– czknął, przykładając rękę do ust.
Pierwszy, najpierw prychnął pod nosem, ale szybko zapanował nad sobą i spojrzał na Drugiego grobowym wzrokiem.– Naprawdę. Nigdy nie potrafisz utrzymać powagi adekwatnej do sytuacji. A taki rodzaj humoru, jest najprymitywniejszym z możliwych.
– Od powagi, człowiek się szybciej starzeje– odparł i spoglądając na niego dodał. – Napatrzyłem się na ciebie.
Zrezygnowany Pierwszy opadł, z powrotem na podmurówkę. – Więc naprawdę chcesz to zrobić…
– Dobrze wiesz, że to nie pierwszy raz, gdy o tym myślałem, a nasza rozmowa tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że to jedyna droga – stwierdził Drugi, świadomy, że takie plany musiały docierać z jego podświadomości do kompana. – Musimy przywrócić cię do normalnego stanu za wszelką cenę.
– No dobra… – stwierdził zdawkowo Pierwszy. – Załóżmy przez chwilę, że ma to jakieś szanse powodzenia. Jesteś w ogóle w stanie trafić do Nowego Dworu?
– Tak z marszu na pewno nie… – odpowiedział Drugi, nieco mniej pewnie. – Nie znam się na podróżowaniu po Strefie Zamarcia, i szczerze powiedziawszy, rzucało mnie po całej Polsce, zanim trafiłem w końcu do Krańcowa.
– Nie brzmi to zbyt dobrze…
– ...Ale – wtrącił nagle Grzesiek. – Może nie będziemy musieli docierać do samego Nowego Dworu! Może uda nam się znaleźć po drodze kogoś, lub coś, co będzie w stanie nam pomóc.
– Szanse są na to jeszcze mniejsze, niż na to, że otrzymasz pomoc w Nowym Dworze…
No trochę minęło, ale w końcu zabrałem się do czytania! :) Ten krótki prolog napalił mnie na kolejne części. Już się nie mogę doczekać. Zrobiło się... metafizycznie :).
Alkochol:)
Już miałem pisać, że taki krótki tekst po tak długiej przerwie, ale zobaczyłem dwa następne:)
Dzięki Mistrzu!
Ps. Książkę odebrałem, jak przeczytam to uświetni moja półkę obok Krańcowo I.
Super ! W końcu można wrócić do czytania ! 😁